Porównując liczbę uczestników jakiejkolwiek manifestacji do liczby jej przeciwników czyli osób obecnych na kontrmanifestacjach można dojść do wniosku, że w zdecydowanej większości tych pierwszych jest minimum dwa razy więcej. Jednak obrzydzenie i niechęć wobec dewiantów sprawiła, że 14 maja podczas próby promocji zboczeń w tzw. "Marszu Równości" było zupełnie na odwrót.
Na Starym Rynku w Łodzi zgromadziło się wówczas ok. 50-100 homoseksualistów i ich zwolenników wraz z czołowymi osobami z tego środowiska, które w tym dniu specjalnie przyjechały z Warszawy. Jest to liczba mniejsza niż ilość policjantów ich ochraniających. 50 metrów dalej w pobliżu zegara słonecznego w Parku Staromiejskim miała miejsce rozpoczynająca się o 13.30 pikieta w obronie tradycyjnych wartości rodziny. Sprzeciwiająca się legalizacji związków osób tej samej płci i adopcji przez nich dzieci. Mimo pewnych problemów z promowaniem tego zdarzenia: usunięcie wydarzenia na facebooku czy niewyjaśnione „zniknięcie” na jeden dzień postu z zaproszeniem na blogu liczba zwolenników normalności wyniosła ok. 300-350 (choć niektóre, media pisały nawet o 500!) osób. Skandowano hasła: "Bóg Honor Ojczyzna", "chłopak dziewczyna – normalna rodzina", "dwaj faceci nie mają dzieci" (hasło również na transparencie), "Łódź bez pedalstwa", "pedofile lesby geje cała Polska z was się śmieje". Bardzo popularne były również piosenki wymyślone specjalnie na tą okazję min. o "lesbijkach" i "plastikowym zbóju". Całość powodowała, ,że także przypadkowi przechodnie z uśmiechem na twarzy przyłączali się kontrpikiety nie bacząc na groźnie wyglądających policjantów w pełnym uzbrojeniu stojących obok.
Po godzinie 15.00 Marsz równości ze Starego Rynku rusza w kierunku ulicy Piotrkowskiej. Gdy przechodzi tuż obok zgromadzenia swoich przeciwników Pikieta w obronie tradycyjnych wartości rodziny zostaje rozwiązana. Mimo, żę cały czas obie grupy odgradza kordon policji homoseksualiści zostają obrzuceni jajkami. Dewiantom zamiast haseł cały czas towarzyszą wyłącznie odgłosy bębnów i gwizdków, niosą kilka tabliczek z hasłami, m.in…. „cześć mamo”. Dochodzi do prób „okrążenia” kordonu (najpierw na ulicy Nowomiejskiej, później Piotrkowskiej) jednak działania policji skutecznie uniemożliwiają zablokowanie przez łodzian Marszu równości. Pomocni w tym celu okazali się mieszkańcy kamienic informując o tym, które bramy są otwarte i umożliwią „wyprzedzenie” dewiantów. Blokada udała się na Piotrkowskiej, między ulicami Zieloną i Traugutta. Jeżeli homoseksualistów obrażały hasła głoszone podczas wcześniejszej pikiety to ciekawe jak odebrali wulgarne obelgi ze strony przypadkowych łodzian siedzących w ogródkach piwnych, którym ci pierwsi zniesmaczyli napój.
Policja usunęła blokadę dopiero po ok. 20 minutach, a najsłynniejszy homoseksualista Robert Biedroń wzniósł hasło "policjantom dziękujemy" jakby zapominając o nie tak dawnym (rzekomym) pobiciu go przez policjantów w warszawie i wyzwiskach z ich strony.
Cała akcja i postawa łodzian pokazuje, że w naszym mieście nie ma miejsca na promowanie dewiacji, a podczas obrony normalności nie zauważa się podziałów klubowych czy subkulturowych.
Kamil