piątek, 28 stycznia 2011

Ł.R.N "Szczerbiec" na serwisie YouTube!



Dziękujemy bardzo koledze Krzyśkowi za filmik. Jest to o tyle cenne "wydarzenie", bowiem akurat w tej dziedzinie działalność Ł.R.N - u mocno kulała :). A Was zapraszamy do oglądania i komentowania.

czwartek, 20 stycznia 2011

Endecja XXI wieku


Cieszę się, że temat realizmu politycznego doczekał się szerszej debaty. Bez zbędnych ogródek przejdę w tym miejscu do kilku swoich spostrzeżeń w stosunku do tego co już zostało napisane.

Oczywiście wszystko rozbija się o kasę, ale myślę że garść tych przemyśleń można wcielić w życie zanim nasze konto zacznie się zasilać…

Po pierwsze proponuję zarzucić jakiekolwiek ciągotki historyczne w budowaniu strategii narodowej, a poruszać się jedynie w sferze współczesnych zagadnień politycznych. Szukanie gotowych rozwiązań w Stronnictwie Narodowym z 1939 roku jest bowiem  w obecnych realiach urąganiem istocie endeckości... Endecja to nie lekcja historii,  a zadania wobec teraźniejszości i przyszłości! Albo bawimy się w studentów historii albo zajmujemy się BIEŻĄCĄ polityką i to niezależnie czy się nam ona podoba czy nie. Dodałbym jeszcze, że nasza szczególna uwaga powinna dotyczyć polityki zagranicznej. Wymagać to będzie nie tylko nauki historii (którą jak wiemy wszyscy narodowcy znają  i kochają), ale wielu innych dziedzin życia i nauki, z językami obcymi na czele. Taka jest brutalna rzeczywistość i nie my tu dyktujemy warunki gry. Pozostaje nam albo się do nich dostosować albo zostawić politykę i zapisać się na studia z historii…

Sprawa druga. Na żadną masową organizację narodową w Polsce nie zanosi się nawet w perspektywie najbliższej dekady. Brak kandydata na przywódcę (czy może ktoś mi wskazać takiego delikwenta?) i PiS jako substytut prawicy na polskiej scenie politycznej skutecznie to uniemożliwiają. Póki co czeka nas więc praca na gruncie lokalnych organizacji   i w Internecie, gdzie akurat jest spore pole do wykazania się. A nade wszystko wszechstronne kształcenie się i wchodzenie w struktury Państwa, miasta, samorządu, gminy, wsi, zarządu firmy itd. itd. Wszędzie gdzie tylko się da aby zarażać innych dwoma słowami – „interes narodowy”.

I wreszcie trzecia sprawa. "Marsze, programy, wykłady"... Wybaczcie, ale dla mnie to nie jest metoda na dzisiejsze czasy. Wykłady i prelekcje w parafialnych salkach dla ciągle tych samych osób to czysty folklor, a nie Endecja XXI Wieku! Czekają nas konieczne reformy metod działania - inaczej nie sprostamy wymogom czasów. Potrzeba nade wszystko odwagi w kreowaniu tych nowych metod zamiast ciągłego odkurzania starych...

A żeby nie być gołosłownym przytoczę tu konkretny przykład - projekt "Long Walk Expedition" zaprezentowany przez trzech, polskich podróżników na zeszłorocznym Explorers Festiwal w Łodzi. Otóż przebyli oni trasę 8 tysięcy kilometrów z Syberii przez Mongolię, Chiny, Tybet, Nepal i Indie aby upamiętnić w ten sposób trasę ucieczki z sowieckiego łagru Polaka – Witolda Glińskiego. 8 tys. km na nogach i rowerach, a w przypadku Glińskiego w obozowych łachmanach, bez GPSa i z NKWD na plecach! Dodam jeszcze, że historią Glińskiego zainteresował się już amerykański przemysł filmowy (czytaj: Hollywood) i ponoć już jest kręcony film przygodowy na podstawie jego losów. Niestety, w Polsce Witold Gliński okazał się być postacią nieznaną. Zaprzepaściliśmy w ten sposób kolejny fantastyczny wątek do promocji polskości za granicą. Podobnie stało się w przypadku Bitwy pod Wizną, o której przypomniała nam dopiero szwedzka grupa metalowa Sabaton… Zapytacie co to wszystko ma wspólnego z ideą narodową i z realizmem politycznym. Ano ma. To jest właśnie wyjście do mas z pozytywnym przekazem. Coś autentycznie polskiego i pięknego, a przy tym niepodrabialnego! To nie sfilmowanie lektury szkolnej i pójście po najmniejszej linii oporu, ale szukanie czegoś unikatowego – kreowanie rzeczywistości. Nowe rozwiązania! Albo i my podejmiemy poszukiwania nowych form promocji idei narodowej albo po prostu zabiją nas śmiechem… Nie twierdzę oczywiście, że twórcy obu projektów to zadeklarowani endecy. Bynajmniej. W tej chwili robotę narodową wykonują za nas inni – niekoniecznie tożsami  z nami ideowo (np. LaoChe i ich płyta o Powstaniu Warszawskim). Znamienne jest jednak to, że podczas swojej prezentacji przy pełnej Sali Widowiskowej Politechniki Łódzkiej (dodam - pełnej młodych ludzi) padły z ust jednego z członków wyprawy następujące słowa:  „Dla mnie projekt Long Walk to patriotyzm!” Tak Szanowni Państwo – p a t r i o t y z m! Takich słów doczekaliśmy się na najlepszym łódzkim festiwalu i zostały one nagrodzone burzą oklasków. Do czego zmierzam? Ano do tego, że liczy się oryginalny pomysł, ale  i wsłuchanie w potrzeby odbiorcy. A tego odbiorcy nie pozyskamy z pewnością samym radykalizmem, nie wspominając już o żydowskich teoriach spiskowych… Pora wreszcie przemówić innym głosem jeśli chcemy zostać wysłuchani i zrozumiani!

PS. Na gruncie lokalnym wyróżniłbym zeszłoroczną akcję ŁRN przeciwko feministkom, na którą zaproszono TurboDymoMena. Prosta, nośna medialnie, bez zbędnego patosu  i z uśmiechem na twarzy… zamiast kominiarki. Jak dla mnie była to akcja „inna niż wszystkie” – i wydaje mi się, że właśnie tym kierunku powinniśmy zmierzać. Na koniec zachęcam wszystkich do regularnej lektury pisma „Myśl.Pl”, które w moim skromnym mniemaniu najbardziej jest zbliżone do formuły nowoczesnej endecji. Bogactwo tematów, polityka zagraniczna, fachowe artykuły, zróżnicowane opinie – po prostu uczta intelektualna! Z całą odpowiedzialnością polecam wszystkie archiwalne numery!

Marek

niedziela, 16 stycznia 2011

Jak ja bym to widział ... Polityczny Realizm cd.

 
    Jak to zmienić i wprowadzić polityczny realizm w życie? Jest to sprawa lat. Postaram się rozwinąć i wyjaśnić jak w moim mniemaniu powinno to wszystko się ruszyć i zmieniać.
Po pierwsze dziękuję za komentarz. Teraz odpowiem na niego. Zmienienie rzeczywistości, co tu dużo mówić, łatwe nie będzie. Rzeczy niemożliwych jednak nie ma, wystarczy masa chęci, a historia pokazała, że są takie momenty, w których trzeba podnieść głowę i po prostu powiedzieć głośne „nie” oraz zabrać się do ciężkiej pracy. 

Ja już również straciłem jakąkolwiek nadzieję co do tego, że nasi obecni politycy zmienią swoje podejście i czy pewnego pięknego dnia powiedzą sobie sami ile głupot narobili. Raczej z tej źle obranej drogi nie zejdą, ani w polityce zagranicznej ani w tej wewnętrznej. Nie ma co się łudzić. Porcję niepotrzebnych działań dostajemy codziennie. Najgorsze jest to, że trafia i niszczy to poczucie dumy, stwarza jeszcze większe zniechęcenie w duszach tych ludzi, którzy podchodzili przeważnie raczej z dystansem do spraw politycznych . I w tej sprawie trzeba szybko reagować, znaleźć pewnego rodzaju antidotum na to, co się obecnie dzieje, nie tylko na samym politycznym szczycie, ale  przede wszystkim  u dołu - w szczególności wśród młodzieży dosyć bezideowo podchodzącej  do czasów, w których przyszło im żyć.

We wcześniejszym wpisie pisałem o tym, że musimy być przede wszystkim silni wewnętrznie. Od czegoś jednak musi się to zacząć i ktoś ten impuls musi dać.
Musi się to odbyć od ruchu oddolnego, skupionego w większości na młodzieży, pewnej siebie i celów do których dąży, spraw które chce zmienić i najważniejsze – pozbawionej kompleksów względem innych nacji (że inni to potrafią tylko u nas „lipa”). I nad tym trzeba popracować  poprzez konferencje, programy, wykłady.  Jak uczy życie, człowiek z kompleksami często odsuwany jest od grupy albo przez nią wykorzystywany. Tak jest i w naszej polityce zagranicznej. A więc to trzeba wyeliminować wśród obecnych 18, 19 i 20-latków, jak i tych, którzy przechodzą obecnie okres buntu i szukają drogi jaką chcą wybrać oraz tych starszych. Musimy dawać tu przykład naszych przodków z II RP, w której jakiegoś kosmicznego dobrobytu nie było, lecz nie pojawiały się kompleksy. Tak samo musi być i dzisiaj.

Słychać głosy o emigracji, że może ona pomoże. Jak sprawy pokazały, ona nie pomogła w zmienieniu kierunku swej polityki przez obecnie rządzących. I ja również uważam, że to w niczym sprawy nie poprawi. Z daleka naszego „krzyku” nie słychać. Należy zrozumieć, że tylko w grupie jesteśmy w stanie wpłynąć na sprawy dotyczące naszego Kraju. Indywidualnie to ja mogę sobie właśnie artykuł napisać, ale nie mam mocy tysiąca ludzi aby odwrócić sprawy na lepsze. W takim wypadku zastanowić się trzeba nad atrakcyjnością organizacji, które mogłyby przyciągnąć ludzi młodych i także starszych. Wiadomo obecnie, że zjednoczenie pod jedną banderą jest praktycznie niemożliwe. Jednak warto się tu zastanowić nad organizacją zrzeszającą niezależne organizacje zachowujące swoją odrębność i tego typu sprawy, spotykające się raz, dwa w roku ze sprawozdaniami z działalności – ruszyło może by to jeszcze bardziej „scenę narodową”, wywołując większą rywalizację. Najlepsze organizacje lub ich członkowie mogli by być odznaczani, np. mieczykami chrobrego. To oczywiście jest tylko i wyłącznie mój punkt widzenia. Ktoś może się zaśmiać, ale zastanówmy się czy nie jest to pewien sposób na zachęcenie do jeszcze większej aktywności.

Drugą sprawą jest przejmowanie się opinią zagranicy. Co już nieraz wspominałem. Należy to odrzucić, inaczej realizacja interesów narodowych będzie niemożliwa. Sama nasza „góra” często była bardzo wyczulona na teksty o Polsce w stylu, że jesteśmy hamulcem Europy czy krajem zaściankowym. Ja się z takich tekstów śmieje – ale tak nie jest w przypadku naprawdę dużej liczby młodych, którzy w  te fałszywe ataki, teksty uwierzyli. Z takich postaw właśnie wynika to, co jest – strach przed podejmowaniem własnych decyzji. Jest to katastrofalny błąd. Jeżeli coś jest naszym interesem, na danej sprawie nam bardzo zależy, trzeba dążyć do spełnienia tego i trzymać się własnej opinii. Niektóre kraje „przepychają się łokciami” z uśmiechem na twarzy, nie robiąc sobie niczego z  tego, co kto o tym powie. Na taką postawę czas u nas !

Ale jak wyżej już pisałem, nie jest to sprawą łatwą. Najpierw trzeba zmienić fundamenty, żeby powstał mocny, silny dom. A więc do roboty!

KrzychuLDZ

wtorek, 11 stycznia 2011

Realizm Polityczny ?


    Patrząc na dzisiejszą politykę, jeżeli tak to można w ogóle nazwać mam dosyć spory mętlik w głowie. Powodem tego jest totalny brak charakteru, który przedstawia obecna klasa polityczna, nie zajmująca się tym, czym trzeba (o naszej działalności zagranicznej nie wspominając).
Widząc delegacje wyjeżdżające w sprawach międzynarodowych, mam takie wrażenie, jakby politycy reprezentujący duży, europejski, 38- milionowy kraj starali się jedynie o poklepanie ich po plecach przez przywódców innych państw. Doskonale rozumiem, że polityka polega także na grze uśmiechów, ale w naszym przypadku po takiej wizycie ogłasza się wielki sukces, w ruch idą „pijarowe” sztuczki i wmawia się ludziom, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. Mija pewien czas, zainteresowanie danym tematem gaśnie i okazuje się, że zamiast sukcesu wychodzi jedna wielka klapa. Tak nie można. Trzeba mieć wizję polityki, a szczególnie tej zagranicznej. Należy umiejętnie i stanowczo się jej trzymać. Nie można poddawać się presji innych przywódców, zagranicznych mediów, czy różnego rodzaju elit kosztem dobra własnego państwa.
W działaniu polskich polityków jest jakby oczekiwanie na to co się stanie, na konsekwencje wydarzeń i wychodzenie z założenia „później się zobaczy”. Jest to wielce niestosowne. Musimy pamiętać o tym, że naród to nie tylko obecni ludzie, stąpający w danej chwili po polskiej ziemi, naród to także przeszłe, ale przede wszystkim przyszłe pokolenia, dla których również dzisiejsza polityka prowadzona przez państwo polskie jest ważna. W dużej mierze na naszych barkach leży odpowiedzialność za standardy życia przyszłych Polaków. Proponuję rozejrzeć się na niektóre kraje, rzucające piękne frazesy o Europie, ale dbające tylko i wyłącznie o swoje interesy. Zmieniają się czasy, a ich polityka jest wciąż taka sama i nikt do nich o to nie ma pretensji. Ludzie, którzy zostali wybrani przez społeczeństwo powinni się tego nauczyć. Źle się wyraziłem, oni to powinni już umieć, to ich obowiązek z którego wywiązują się marnie. Na dodatek brak wyciągania wniosków z lekcji historii, szukanie sojuszników i przyjaciół, których w polityce nie ma. Widać w tym kolejny raz złą, romantyczną wizję, która nie powinna się pojawiać. Jeszcze jest czas, żeby systematycznie obrać dobry kierunek, wprowadzić silną, zdecydowaną politykę. Nie po to, żeby żyć w sztucznej i wielkiej przyjaźni z wszystkimi dookoła, ale by mieć przede wszystkim poparcie własnego społeczeństwa.
Dawniej dewiza podczas wojny brzmiała „za naszą i waszą wolność”, obecnie proponuję „za interesy i szczęście narodu polskiego”.


KrzychuLDZ

sobota, 8 stycznia 2011

O nowym Kononowiczu i „Pastorałce” w Teatrze Nowym



Donald Tusk jako żywo zaczyna przypominać – bynajmniej nie z wyglądu – pewnego kandydata na prezydenta Białegostoku, który przed paroma laty bił rekordy popularności w Internecie. Chodzi mi oczywiście o Krzysztofa Kononowicza i jego hasło wyborcze – „Nie będzie niczego!”. 

Otóż w tym samym kierunku wydaje się zmierzać polityka Pana Premiera:

- obniżki podatków – nie będzie (zamiast tego mamy podwyżkę),

- likwidacji KRUSu – nie będzie (bo koalicjant zrobił za dobry wynik w wyborach),

- likwidacji przywilejów emerytalnych – nie będzie (zamiast tego rząd położył łapę na Funduszu Rezerwy Demograficznej),

- ustawy repatriacyjnej - nie będzie (ale za to możemy mieć Ruch Autonomii Śląska w Sejmie),

- poważnych umów gospodarczych z zagranicą – nie będzie (ale za to szerzymy „prawa człowieka” i demokrację na Białorusi),

- nowych dróg i autostrad – nie będzie (chociaż Pan Premier na billboardach wołał: „Budujmy autostrady”),

- gazoportu w Świnoujściu - nie będzie (bo Tusk to „pijarowiec” i woli poklepywać się w świetle kamer z zachodnimi przywódcami zamiast walczyć o polskie interesy),

- inwestora dla stoczni – nie będzie,

itd. itd.

Można by tę listę wydłużyć mniej więcej do tego stopnia co expose Pana Premiera, ale nie chcę Szanownym Czytelnikom psuć świątecznego nastroju. A’ propos świątecznego nastroju. Doskonałą okazją na jego podtrzymanie może być wizyta w łódzkim Teatrze Nowym im. K. Dejmka (dla nie wtajemniczonych - ul. Zachodnia 93 i Więckowskiego 15), gdzie wystawiana jest obecnie słynna „Pastorałka” Leona Schillera. Być może część z Was oglądała już to przedstawienie w Teatrze Telewizji w poniedziałek po świętach, jednak śmiem twierdzić że łódzkie widowisko lepiej oddaje ducha Schillerowskiej „Pastorałki”. Arcydzieło to zachwyca już od blisko wieku, czyniąc to w bardzo przystępny dla widza sposób. Tego zresztą wymaga konwencja „misterium ludowego”, a do tego gatunku należy zaliczyć „Pastorałkę”. Chór aktorów wykonujących staropolskie kolędy oraz bożonarodzeniowe pieśni ludowe, atmosfera świątecznej radości, bogata w detale scenografia i muzyka wykonana na żywo to gwarancja niezapomnianego widowiska. Do tego dodałbym jeszcze chór uroczych aniołów - a raczej anielic – dla których naprawdę warto się wybrać do Teatru Nowego. (W przypadku większej grupy osób pytajcie w kasie o bilet rodzinny – powinno być taniej).
A wracając jeszcze do Teatru Telewizji, wygląda na to, że i jego nie będzie. Zamiast tego, w poniedziałkowy wieczór możemy pasjonować się serialem „Bananowy doktor”! To chyba w duchu szerzenia kultury w narodzie…

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!


PS. Gratuluję akcji charytatywnej z okazji świąt Bożego Narodzenia! Podczas gdy rząd ma w głębokim poważaniu ludzi biednych i autentycznie poszkodowanych (powodzianie bez domu na święta oczekujący kolejnej fali powodziowej !), a dla opozycji świat skończył się na katastrofie smoleńskiej, to na nas po części spada obowiązek pomocy i aktywizacji jak najszerszych rzesz społeczeństwa. To właśnie jest prawdziwa solidarność, a nie wywody starych styropianowców o (za przeproszeniem) … dupie Maryni! Słowa zapalają – czyny pociągają ! Brawo łódzcy narodowcy – tak trzymać !

I jeszcze jedno pytanie: czy ta wspaniała młodzież wynajęta za pieniądze „Gazety Wyborczej”, „Krytyki politycznej” i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka do utrudniania narodowych przemarszów też zorganizowała jakąś świąteczną pomoc…?


Marek

środa, 5 stycznia 2011

Postawa Kościoła katolickiego wobec homoseksualizmu

    
   W ostatnim czasie często możemy usłyszeć z różnych źródeł takich, jak chociażby telewizja, radio, prasa czy internet, że homoseksualizm to " coś " normalnego. Wiele znanych osobistości, lub ludzi mających duży wpływ na kształtowanie opinii publicznej uparcie nam tłumaczy, iż jest to ( homoseksualizm ) po prostu odmienność seksualna ( tzw. " trzecia opcja " ), spowodowana genetyką, cechami charakteru, albo " piękny " wyraz wolności i seksualności XXI wieku. Te same osoby też stawiają agresywne zarzuty pod adresem Kościoła katolickiego, zarzucając tej instytucji i należącej do niej społeczności  brak zrozumienia innych, zacofanie, wsteczniactwo, dewocję, nie pojmowanie tolerancji i oczywiście homofobię. Automatycznie, każdej samodzielnie myślącej  osobie nasuwa się tu pytanie: " Czy tak jest naprawdę?! ".



Przede wszystkim Kościół katolicki odrzuca podział na orientację seksualną danej jednostki. Filarem jest w tym wypadku " prymat osoby nad seksualnością " ( Marco Doldi - " Odpowiedzi na pytania o miłość i uczucia " ), tak jak jest to opisane w Biblii: " Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę " ( Rdz 1, 27 ). Oznacza to, iż seksualność jest określona przez gest Boży i osoba nie może zaistnieć na tym tle inaczej niż istota płciowa, zdolna do rozmnażania, a tym samym do utrzymania społeczeństwa w prawidłowej harmonii życiowej, czyli mówiąc najprościej - odpowiedniej ilości rodzących się dzieci w stosunku do odchodzących ludzi z tego świata. Potwierdzeniem tej opinii są słowa Jana Pawła II, który przypominał: " W swej najgłębszej rzeczywistości miłość jest istotowo darem, a miłość małżeńska, prowadząca małżonków do wzajemnego poznania, które czyni z nich jedno ciało, nie wyczerpuje się wśród nich dwojga, gdyż uzdatnia ich do największego oddania, dzięki któremu stają się współpracownikami Boga, udzielając daru życia nowej osobie ludzkiej. W ten sposób małżonkowie , oddając się sobie, wydają z siebie nową rzeczywistość – dziecko, żywe odbicie ich miłości, trwały znak jedności małżeńskiej oraz żywą i nierozłączną syntezę ojcostwa i macierzyństwa. "


Przechodząc do problemu jakim jest przyczyna homoseksualizmu, spotykamy się ze strony Kościoła katolickiego z dosyć obszernie złożoną i tłumaczoną kwestią. Wskazane zjawisko wyjaśnia ( Kościół katolicki ) błędami w wychowaniu, zbyt mocnym przywiązaniem do matki, narcyzmem, rodzajem dynamiki rodzinnej ( relacja między rodzicami jest błędna ), czynnikiem społecznym ( mody kulturowe, skłaniające ku zatarciu wszelkich różnic między obiema płciami ), traumatycznymi doświadczeniami w okresie dojrzewania ( lęk przed życiem płciowym, macierzyństwem itp. ), inicjacją nastolatków dokonaną przez dorosłych, bądź rówieśników ( uwodzenie młodych dziewcząt przez kobiety i nastolatków płci męskiej przez homoseksualnych mężczyzn ).
Mówiąc najogólniej, Kościół katolicki uważa, że przyczyna homoseksualizmu to zbiór wielu połączonych ze sobą czynników. Można przypuszczać, iż pewną rolę odgrywają predyspozycje biologiczne, będące w pewnym stopniu przyczyną skłonności do zachowań seksualnych, lecz to jak te czynniki zostaną wykorzystane i ukierunkowane zależy w większości od wpływu otoczenia i wychowania wywieranego na konkretną osobę. W tym miejscu bardzo ważną rolę do odegrania mają rodzice i pedagodzy ( wychowawcy ), muszą oni " przedstawić w pozytywnym świetle talenty i zdolności przeciwnej płci " (  Marco Doldi - " Odpowiedzi na pytania o miłość i uczucia " ). Według nauk Katolików ułatwia to młodej osobie odkrycie przeciwnej płci, otwarcie się na jej piękno i miłość, w ten sposób unika zagrożenia fiksacji, umożliwia przekroczenie tej bariery i dalsze zmierzanie ku dojrzałości seksualnej.
Natomiast w wieku dorosłym Kościół ( katolicki ) za jedyny rodzaj terapii, który może się poszczycić oczekiwanymi rezultatami w przypadku homoseksualistów, uważa tę wywodzącą się z chrześcijańskiej wizji człowieka, stworzonego z godnością i konkretnym projektem życia. Metoda ta nie ma za zadanie umożliwić homoseksualiście nawiązanie relacji heteroseksualnej, ale to by " pomóc mu w podjęciu wyboru zaniechania relacji aktów homoseksualnych " (  Marco Doldi - " Odpowiedzi na pytania o miłość i uczucia " ).


Należy także poruszyć kwestię zarzutów wobec Kościoła katolickiego dotyczących dyskryminacji homoseksualistów. Według nauczania Katolicyzmu należy unikać wszelkiej dyskryminacji w odniesieniu do osób homoseksualnych, świadczą o tym dokumenty kościelne: " Jest godne ubolewania, że osoby homoseksualne były i są wciąż przedmiotem złośliwych określeń i aktów przemocy..." ( Kongregacja Nauki Wiary, " List do Biskupów Kościoła katolickiego o duszpasterstwie osób homoseksualnych " ). Dlatego można stwierdzić, iż Kościół ( katolicki ) nie przeciwstawia się osobom homoseksualnym , ale " głosi, że podejmowanie aktów homoseksualnych nie jest zgodne z Bożym zamierzeniem " (  Marco Doldi - " Odpowiedzi na pytania o miłość i uczucia " ), uświadamia też jak ważne jest, aby nie pozostawiać ich własnemu losowi, tak aby mogli liczyć na pomoc osób dojrzałych, które będą w stanie je odpowiednio pokierować, ku doskonałości chrześcijańskiej.


Odpowiadając na pytanie z początku mojej pracy, czy Kościół katolicki jest tak " straszny " jak opisują go środowiska homoseksualne, lewicowe i inne grupy im sprzyjające, stwierdzam, że w mojej opinii stanowczo NIE ! Uważam, iż jest to ewidentna propaganda nacechowana agresją, prostactwem i brakiem poszanowania dla drugiej osoby, wymierzona we wszystkich Katolików i ludzi promujących tradycyjne wartości pojmowania rodziny. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że   " homoseksualne lobby " bardzo umiejętnie i sprawnie agituje pod hasłem " tolerancji ", przekręcając prawdziwe znaczenie tego słowa ( lecz to już temat na oddzielną pracę ). Przy tym konsekwentnie realizując swoją taktykę " 3 kroków ". Polega ona w pierwszej kolejności na organizowaniu manifestacji ( takich jak EuroPride, czy Marsz Równości ), drugi krok to legalizacja związków homoseksualnych, a trzeci adopcja dzieci przez pary homoseksualne.
Dlatego wszyscy, którzy czują obowiązek i potrzebę bronienia tradycyjnych, normalnych wartości, muszą głosić swoje poglądy przy każdej możliwości i mimo tego, iż media nam nie sprzyjają, należy wykorzystać wszystkie okazję do mówienia prawdy, która jest tylko jedna!


Źródła:

" Postawa Kościoła katolickiego wobec homoseksualizmu " napisana została na podstawie książki Marco Doldiego ( proboszcz w archidiecezji Genui, wykładowca teologii moralnej i bioetyki na tamtejszym Wydziale Teologicznym ) - " Odpowiedzi na pytania o miłość i uczucia "



AM

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Radykalizm w postawie


Chcę poruszyć pokrótce temat radykalizmu i pokazać, że nie jest absolutnie niczym złym, choć tak często nasi przeciwnicy starają się go przedstawić negatywnie, przypisując nam fałszywe stereotypy. Chciałbym  wyjaśnić  dlaczego, według mnie, radykalizm w czasach, w  których lewactwo promuje własnym fałszywym świadectwem świat „tolerancji, miłości” używając do tego retoryki nienawiści, jest tak ważny.

Degeneracja i obojętność
Niestety te dwa negatywne zjawiska, do których doprowadził obecny system edukacji III RP  - m.in. poprzez uporczywe promowanie tzw. „autorytetów” i „słusznych” politycznie postaw, są dziś społecznym problemem powszechnym. Brak jakiejkolwiek dyscypliny czy karności w zachowaniu wywołuje patologie społeczne, przede wszystkim dotykające młodzież, wynikające z tzw. postawy „róbta co chceta”. Słysząc takie głosy w stylu „nie interesuję się polityką” lub „i tak nic nie zmienię” należy zdecydowanie oponować, przekonując mocnymi słownymi argumentami jak wielki błąd dana osoba popełnia.

Obojętność w czasach obecnych równa się porażce na wszystkich frontach życia społecznego. Tym bardziej potrzebny jest nasz radykalny sprzeciw wobec narastającej propagandy demoralizacji w imię fałszywej „otwartości”. Zauważmy, że dość spory procent młodzieży uaktywnia się, gdy poruszany jest temat legalizacji marihuany. To trochę przerażające, że tylko w tym widzą szansę swojej obywatelskiej działalności. W takich kwestiach też potrzebny jest radykalizm w postawie i słowie, aby pokazać silną alternatywę dla spraw ważnych, o które walczymy i walczyć chcemy z całą stanowczością. Musimy zachęcać swoimi akcjami organizowanymi oficjalnie przez stowarzyszenia będące w szeroko pojętym Ruchu Narodowym, jak i postawą własną w sprawach życia codziennego.

Tym właśnie jest i powinien być nasz radykalizm. Powinien być odpowiedzią na napastliwe ataki ludzi chcących mieć w kraju społeczeństwo uległe, bierne, nie interesujące się sprawami naprawdę istotnymi, chcące zrzucić ze swoich barków odpowiedzialność.  Jestem jednak przekonany o ich klęsce, bo w promowanych przez nich pseudowartościach do świadomości ludzi trafi prędzej czy później owe „pseudo”. Wydaje mi się, że sami o tym wiedzą, a ataki nienawiści z ich strony świadczą o tym, że droga którą obraliśmy jest dobra.  Tylko i wyłącznie radykalna postawa, karność i dyscyplina (przede wszystkim ta wewnętrzna wobec siebie) jest w stanie osiągnąć sukces. Czas, przyszłość i historia pokaże, że miałem rację.



KrzychuLDZ