czwartek, 28 października 2010

Narodowcy przeciw palikotom...



   Każda kadencja demokratycznego Sejmu RP musi mieć swoje naczelne atrakcje. W tej kadencji główną atrakcją jest bez wątpienia Janusz Palikot i jego nowa partia.
Chore pomysły posła Palikota nie ominęły tym razem Łodzi.
 Wczoraj, 27 października zwolennicy Palikota zebrali się pod Archikatedrą łódzką, a dokładnie naprzeciw siedziby arcybiskupa łódzkiego. Po drugiej stronie stanęli przedstawiciele ŁRN "Szczerbiec", Obozu Narodowo - Radykalnego i Ligi Polskich Rodzin.

Co do samej akcji "palikotów" - to nie była ona niczym szczególnym, ani oryginalnym. Słabe nagłośnienie, jakieś brednie, które wg organizatorów chyba miały być śmieszne i już tradycyjne ataki na wiarę katolicką. To wszystko na co było stać "oświeconych palikotów'. Na koniec zwolennicy in vitro wtargnęli na pas zieleni, należący do terenu katedry. Policja niestety nie zrobiła nic, choć zgodnie z art.144 kodeksu wykroczeń niszczenie zieleni jest zabronione i podlega karze.

Narodowcy natomiast, skupili się na merytorycznej formie sprzeciwu wobec dzikim "palikotom" udzielając mediom wywiadów. Na koniec odpowiedzieli zwolennikom in vitro hasłami : "Bóg - Honor i Ojczyzna" oraz "Wielka Polska Katolicka".

Ciekawym pozostaje fakt nieobecności samego Janusza Palikota. Cóż... najwidoczniej lider tej "prężnej, przyszłościowej" partii ma swoje marionetki w głebokim poważaniu...

Reasumując - jeżeli partia Palikota ma tak marne pomysły na działalność ( zarówno w sensie merytorycznym , jak i organizacyjnym), to bez wątpienia dostarczy nam jeszcze wiele rozrywki i śmiechu. No chyba, że zwolennicy Palikota wreszcie odstawią pewien popularny, acz bardzo mocny trunek.





poniedziałek, 25 października 2010

100 lat za Słowakami

„100 lat za Murzynami” – takiego zwrotu używamy mając na celu opisanie cywilizacyjnej zapaści, najczęściej w relacjach międzypaństwowych. Otóż na potrzeby tego artykułu pozwolę sobie sparafrazować ów zwrot na … „100 lat za Słowakami”. I bynajmniej nie chodzi mi tu o porównanie poziomu piłkarskich reprezentacji narodowych, bo akurat w tej dziedzinie rzeczywiście jesteśmy 100 lat za Murzynami i to z takich zakątków świata jak Uganda, Gwinea, Benin czy Burkina Faso. Chodzi mi za to o tzw. standardy uprawiania polityki. Jak dotąd nasi południowi sąsiedzi kojarzyli mi się głównie z wybornym smakiem piwa popijanym u podnóża ich części Tatr oraz ze śliwowicą i Becherovką przywożonymi jako pamiątki z wakacji do naszego kraju. Myślę, że i łódzka delegacja ŁRN na Rajd im. Jana Mosdorfa potwierdzi moje pozytywne słowackie skojarzenia. Ostatnio jednak Słowacy udowodnili, że trzeba liczyć się z nimi także w poważniejszych dziedzinach. Oto bowiem słowacki rząd Pani Premier Ivety Radiczovej uzależnił płace swoich najwyższych urzędników państwowych od wyników ekonomicznych państwa! To nie żart – słowaccy politycy sami z siebie zgodzili się na obniżenie własnych uposażeń jeśli wyniki ich pracy nie będą widoczne! Zatem im większy deficyt, tym mniej pieniędzy dostaną członkowie rządu i deputowani. Dodatkowo od przyszłego roku ich pensje zostaną zmniejszone o 210 euro, a pensja Pani Premier o 600 euro. Chylę czoło przed słowackimi politykami za taki gest. Niezależnie od ich orientacji politycznej wykazali się czymś o czym w polskich realiach możemy jedynie pomarzyć – odpowiedzialnością za losy państwa i zwykłą ludzką uczciwością!
Niestety, w polskiej rzeczywistości standardy polityki wyznaczają ludzie pokroju Palikota, Niesiołowskiego czy ostatnio Andrzeja Pałysa z PSL, którego mogliśmy oglądać w zeszłym tygodniu nawalonego jak szpak (o godzinie 11 rano!) pod Sejmem. Na dodatek na pytanie dziennikarza czy nie powinien on być przypadkiem w tej chwili na obradach zainteresowany wybełkotał, że nie i że wystarczy „dowiedzieć się”, po czym wsiadł nie do swojego samochodu. Oto, szanowni państwo, polskie standardy uprawiania polityki! Pokażcie mi choć jedno miejsce pracy, w którym na legalu można pić alkohol i w żywe oczy olewać swoje obowiązki, tak jak uczynił to przed kamerami Pan Poseł. W normalnych okolicznościach taki delikwent wylatuje z roboty na zbity pysk i to z „dyscyplinarką”! Widać jednak na Wiejskiej obowiązują inne prawa…a raczej bezprawie.
To niestety nie koniec „igrzysk”, jakie funduje nam nasza klasa rządząca. Dwa kolejne przypadki miały jednak swoje prawdziwe ofiary, co sprawia że sytuacja nie jest już tak wesoła jak dla posła Pałysa kilka dni temu.
Pierwszym ze wspomnianych wydarzeń był tragiczny wypadek w Nowym Mieście nad Pilicą, w którym zginęło 18 osób. Sam wypadek miał dwa rodzaje przyczyn: bezpośrednią, jaką były warunki pogodowe i prawdopodobnie nieostrożność kierowcy oraz … no właśnie, czy można pośrednio winić tych 18 pasażerów za to, że postanowili do pracy dojechać jednym - zamiast trzech - kursów? Nie wiem. Wiem jednak, że pijarowe zabiegi mediów i polityków zmierzały ewidentnie do tego aby sprawę zakończyć wyłącznie na bezpośrednich przyczynach, a zatem – mgła, wyprzedzanie, lekkomyślność kierowcy i pasażerów… Żadnej głębszej filozofii nad okolicznościami i motywami tego ryzykownego posunięcia, choć wszyscy doskonale wiedzieli że były nimi brak pracy i bieda! Tak się akurat składa, że sam mam rodzinę niedaleko Drzewicy, skąd pochodzili wszyscy uczestnicy tej katastrofy, i wiem z autopsji z jakim cudem graniczy znalezienie tam pracy. Takich enklaw biedy i bezrobocia jest w Polsce oczywiście więcej – wystarczy spojrzeć na tzw. ścianą wschodnią czy „biedaszyby” w Wałbrzychu i jego okolicach. Ta rzeczywistość nijak nie pasuje naszym rządzącym do ich wizji Polski jako „drugiej Irlandii”. Nie dziwota zatem, że sprawę starano się ominąć szerokim łukiem, bez wdawania się w niepotrzebne dyskusje. Był wypadek i tyle! Koniec kropka. Ot, „polskie drogi”. Wydaje się jednak, że tym razem Polacy ewidentnie „nie łyknęli” takiego wyjaśnienia, a ekipa rządząca usłyszała kolejny pomruk niezadowolenia ze strony społeczeństwa…
Jeszcze większą skalę obłudy mogliśmy oglądać na przykładzie drugiego z tragicznych wydarzeń, jakie dotknęło nasz kraj w ostatnich dniach. Chodzi o atak na łódzką siedzibę PiS i śmierć pracownika tego biura oraz zranienie drugiego. Oczywiście z miejsca rozpoczęły się dyżurne lamenty i ubolewania o języku agresji w polityce. I tu pierwszy paradoks - a kto za ten język odpowiada jeśli nie sami politycy?! Bardzo szybko jednak ze stanu kolejnych „rekolekcji narodowych” wyrwał wszystkich Jarosław Kaczyński, który wprost wskazał winnych całego zajścia. Oczywiście we własnej ocenie. I tutaj dwa wyjaśnienia z mojej strony. Czysto po ludzku współczuję Prezesowi Kaczyńskiemu kolejnego traumatycznego przeżycia na tak krótkiej przestrzeni czasu. Myślę zresztą, że zupełnie niezasłużonego. Jestem w stanie zrozumieć jego postawę i mechanizmy obronne, jakie w tej chwili wytwarza. To zupełnie naturalne kiedy zewsząd jest się atakowanym i lżonym, a na dodatek gdy to samo dotyka najbliższe osoby i rodzinę. A właśnie z czymś takim mieliśmy do czynienia od czasu gdy Donald Tusk obraził się na braci Kaczyńskich za to, że Ci (a nie on) wygrali wybory w 2005 roku i zgarnęli całą pulę. Uważam, że była to data graniczna, od której spór na linii PO-PiS przerodził się z merytorycznego na czysto emocjonalny. Zgadzam się nawet z tym, że prym wiodła tu Platforma, której „język miłości” jest powszechnie znany i sprowadza się do „dożynania watahy” oraz „polowania na kaczki”. Czym to zaprocentowało możemy właśnie oglądać. Nie zgadzam się jednak z optyką wydarzeń Prezesa Kaczyńskiego, wedle której PiS to jedyny sprawiedliwy na polskiej scenie politycznej. Tak się składa, że mogłem uczestniczyć w konwencjach wyborczych PiSu w kilku miastach i pamiętam w jaki sposób była tam przedstawiana Platforma. Nie można także wymazać słów Jarosława Kaczyńskiego o tych co byli po właściwej stronie barykady i tych co byli z ZOMO-o. Wszystko to odbywało się w duchu dzielenia Polaków na lepszych i gorszych. Oczywiście Ci spod znaku PiS to „lepsi”. Nie mogę zatem przystać na wersję Jarosława Kaczyńskiego o wyłącznej odpowiedzialności Platformy za tę zbrodnię, ponieważ trąci mi ona obłudą. Winni są wszyscy politycy od lewa do prawa, zarówno Ci z Prawa i Sprawiedliwości, jak i Platformy Obywatelskiej. Szczególną winą obarczyłbym tu speców od marketingu politycznego i pijaru z obu tych obozów, którzy od dłuższego już czasu stosowali swoje bezmyślne strategie, prowadzące do coraz większego podziału w społeczeństwie i autentycznej „wojny polsko-polskiej”. W żadnym bowiem cywilizowanym kraju podziały na lewicę i prawicę, chadecję i socjaldemokrację czy republikanów i demokratów nie prowadzą do takiego spustoszenia, jakie ma miejsce w Polsce. W każdym cywilizowanym kraju są spory i debaty polityczne, jednak gdy w grę wchodzi interes narodowy (pojęcie obce polskim politykom) następuje szeroki konsensus, a nie dzielenie na lepszych i gorszych patriotów oraz odgrzewanie waśni partyjnych. Nie słyszałem też o przypadkach wyszydzania przez opozycję Głowy Państwa tylko z tego powodu, iż wywodzi się z innej frakcji – godzi to bowiem w powagę samego Państwa. To są właśnie owe standardy uprawiania polityki, o których pisałem i których jeszcze długo musimy się uczyć. Być może wtedy doczekamy się Premiera, który jak mówi, że ma katarskiego inwestora dla stoczni, to znaczy że go ma, a nie że tylko mówi. Premiera, który nie robi z buzi śmietnika i jeśli publicznie deklaruje, że wsadzi do więzienia 23-letniego gnojka, robiącego kolosalny interes na wykańczaniu dzieci narkotykami, to znaczy że to zrobi, a nie tylko zakomunikuje swój zamiar w przychylnych mu mediach. Być może doczekamy się też merytorycznej opozycji, która zamiast w pierwszej kolejności organizować zadymy na Krakowskim Przedmieściu, skupi się np. na pomocy dla powodzian, którzy z niepokojem oczekują na zimę bez swoich domów i mieszkań. Być może. Póki co ewidentnie nie odrobiliśmy lekcji z 10 kwietnia bieżącego roku. Tamta ofiara niczego nas nie nauczyła. Mieliśmy krótkie „rekolekcje narodowe”, takie jak po śmierci Jana Pawła II – mocno nacechowane emocjami, a mało merytoryczne. Chwilę później wróciliśmy do poziomu rynsztoka w polityce, a teraz jesteśmy zbulwersowani zdarzeniami z ostatnich dni. Winę jednak ponosimy my wszyscy – nie tylko media i politycy. Dopóki bowiem autoryzujemy taki styl uprawiania polityki i co 4 lata chodzimy głosować na „mniejsze zło”, to sami sobie jesteśmy winni i sami się oszukujemy. Słowacy pokazali na bardzo prostym, acz konkretnym przykładzie, czego można wymagać od rządzących i jak ich rozliczać. I co niezwykle istotne – przykład poszedł „z góry”. Nie pozostaje nam nic innego jak podążać tą samą drogą!

Marek

czwartek, 21 października 2010

ŁRN "Szczerbiec" na IV Rajdzie im. Jana Mosdorfa

Foto: ONR Podhale
Jechaliśmy autobusem już wiele godzin, kiedy pierwsze promienie wschodzącego słońca zaczęły budzić kolejno naszych współpasażerów. Wraz z kolegą kończyliśmy właśnie podróż, której celem był VI Rajd im. Jana Mosdorfa zorganizowany przez Stowarzyszenie Obóz Narodowo-Radykalny „Podhale”. Mimo, że byliśmy jeszcze wiele kilometrów od Zakopanego malowniczy krajobraz polskich gór trwale przykuł do okien pasażerów, którzy jeszcze chwilę wcześniej senni i zmęczeni wielogodzinną podróżą teraz z zachwytem podziwiali poranny widok z autobusowego okna. Trwało do naszego przybycia w godzinach przedpołudniowych 24 września do Zakopanego.
Leżące u stóp Tatr Zakopane otoczone pięknym górskim krajobrazem z niemniej wyjątkową architekturą – bo niespotykaną nigdzie indziej jest celem 2-3 mln turystów rocznie. Tu właśnie narodził się jedyny, jak dotąd polski styl narodowy w architekturze – styl zakopiański, który później próbowali sobie na próżno przypisać Austriacy i Węgrzy. Tylko tu również można usłyszeć swoistą gwarę i zobaczyć charakterystyczne góralskie stroje. Nie dziwi więc, że w takim wyjątkowym klimacie Podhala pielęgnuje się tradycje, a patriotyzm czy nawet myśl narodowa ma się dobrze (o czym z wielkim bólem pisali dziennikarze Gazety Wyborczej w wydanej przez siebie książce poświęcając cały rozdział Stowarzyszeniu ONR „Podhale”).
Na dworcu czekał na nas kolega, jeden z organizatorów, z którym poszliśmy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie pod położonym niedaleko pomnikiem upamiętniającym majora Józefa Kurasia „Ognia” i jego podkomendnych poległych w walce z totalitaryzmem hitlerowskim i komunistycznym (18.08.1946 6. Kompania Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica” zajęła więzienie UB doprowadzając do uwolnienia 64 więźniów, w tym żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych i Armii Krajowej).
Następnego dnia 25 września wszyscy uczestnicy Rajdu: przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej, Ligi Obrony Suwerenności, Małopolskich Patriotów, Obozu Narodowo-Radykalnego „Podhale”, osoby niezrzeszone oraz nasza dwuosobowa delegacja Łódzkiego Ruchu Narodowego „Szczerbiec” zebraliśmy się w „Leśniczówce u Zięby” w Dolinie Chochołowskiej. Stamtąd wynajętym autobusem wyruszyliśmy w okolice Zuberca, gdyż w przeciwieństwie do poprzednich edycji Rajdu, które odbywały się na Podhalu ten miał miejsce na Słowacji. Na miejscu, gdy tylko kierowca zaparkował poza zatłoczonym parkingiem udaliśmy się w górę Doliny Rohackiej. Gdy minęła około godzina naszego marszu krótki postój pod schroniskiem i dotychczas asfaltowa droga zmienia się na typowo górki szlak. Droga staje się coraz bardziej spadzista i coraz bardziej daje się odczuć halny. Wraz z naszym wchodzeniem wyżej i bogatszym krajobrazem rośnie i entuzjazm. Mijamy Jezioro Tatliaka, Smutną Dolinę, Rohackie Stawy. Mimo zanurzonych w chmurach szczytów górskich tego dnia widok słowackich Tatr był zdumiewający. Pomarszczone od halnego lustra mijanych stawów odbijały porozrzucane fragmenty skał. Po kilku godzinach marszu tuż koło Wyżnego Rohackiego Stawu odbyła się dłuższa przerwa, w czasie której Antoni Kardas, działacz Sekcji Młodych ONR „Podhale” wygłosił referat „Kultura, a natura – myśl ekologiczna Jana Gwalberta Pawlikowskiego. Po wysłuchaniu pracy na temat poglądów tego honorowego obywatela Zakopanego, nacjonalisty i jednego z pionierów ochrony przyrody ruszyliśmy dalej. Odtąd szlak schodził w dół i wkrótce doszliśmy do Rohackiej Siklawy – najwyższego wodospadu w Tatrach Zachodnich. Tutaj dotychczasowy szum wiatru zastąpił dużo głośniejszy szum spadającej z kilku metrów górskiej wody, która zraszała powietrze. To jedno z wielu urokliwych miejsc na szlaku (i niestety ostatnie), gdzie nie mogło obyć się bez pamiątkowych zdjęć. Pół godziny później byliśmy już w autobusie i wracaliśmy do Polski. Nasz nocleg znajdował się w schronisku w Dolinie Chochołowskiej, gdzie wieczorem rozpalono ognisko. Oczywiście, jak przy każdym ognisku w przesympatycznej atmosferze nie zabrakło smażonych kiełbasek oraz trunków i dopiero późne godziny nocne zakończyły długie rozmowy uczestników rajdu. Warto zauważyć, że w pobliżu naszego miejsca noclegu w Dolinie Chochołowskiej znajduje się skansen budownictwa regionalnego oraz kaplica wybudowana specjalnie dla serialu Janosik.
Następnego dnia po śniadaniu mimo deszczowej pogody nie zrezygnowano z kolejnego ogniska, podczas którego wysłuchaliśmy referatu Współczesne rozważania ustrojowe. Narodowy Radykalizm wobec samorządu terytorialnego wiceprzewodniczącego ONR „Podhale”, Norberta Wasika. Rajd dobiegł końca, a organizatorom – kolegom z ONR „Podhale” obiecaliśmy, że delegacja ŁRN „Szczerbiec” zjawi się większą grupą za rok, na planowany na połowę września 2011 roku VII Rajd ku czci Jana Mosdorfa, przedwojennego działacza katolickiego i narodowego, zamordowanego przez nazistów w Auschwitz.

Kamil
Foto: LOS Gdańsk

poniedziałek, 18 października 2010

Zarzuty dla Pakistańczyka, mordercy łodzianki...

"Przed Sądem Okręgowym w Łodzi rozpoczął się w poniedziałek proces 38-letniego Pakistańczyka Agnieszki A. Mężczyźnie grozi dożywocie.
Proces - na wniosek obrońcy - toczy się za zamkniętymi drzwiami. Natomiast matka zamordowanej łodzianki wycofała swój wniosek o wyłączenie jawności, bowiem - jej zdaniem - relacje z procesu mogłyby być przestrogą dla innych kobiet. Wcześniej proces był odraczany z powodu braku biegłego tłumacza.

32-letnia Agnieszka A. zaginęła na początku czerwca 2009 roku. Jej zwłoki znalazł 17 czerwca przypadkowy kierowca w pobliżu drogi w Dobroniu k. Pabianic. Badania genetyczne potwierdziły, że było to ciało zaginionej łodzianki. Ustalono, że kobieta zginęła od kilku ciosów zadanych nożem w brzuch.
Prokuratura oskarżyła o zabójstwo jej byłego partnera i ojca czwórki ich dzieci Naeema A. z Pakistanu, który w Polsce handlował tekstyliami i miał szwalnię. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Grozi mu kara dożywotniego więzienia.

W śledztwie ustalono, że mężczyzna przez kilka lat znęcał się nad partnerką. W czasie trwania związku kobieta przeszła na islam. Kilka lat temu jej partner zmuszał ją do uprawiania prostytucji; miesięcznie odbierał od niej 8 tys. zł, a gdy uznał, że to zbyt mało, bił ją.

Dzieci przebywały w Pakistanie; kobieta musiała płacić ich ojcu, gdy chciała do nich zadzwonić. W 2006 r. Agnieszka A. pojechała po dzieci do Pakistanu. Rodzina ojca zabrała jej i dzieciom paszporty. W końcu łodzianka uciekła z dziećmi, a polska ambasada pomogła jej w powrocie do kraju.

W Łodzi - ze względu na złe warunki lokalowe - nie mogła zamieszkać u matki. Naeem A. pozwolił jej mieszkać w swoim mieszkaniu i tam też - zdaniem śledczych - doszło do zabójstwa.

Matka zamordowanej łodzianki przejęła opiekę nad czwórką jej dzieci - chłopcem i trzema dziewczynkami w wieku 7-10 lat - i otrzymała lokal socjalny od miasta. "

źródło:

Zastanawiające jest to, że dopiero musiało dojść do tragedii aby policja czy odpowiednie organy władzy zajęły się sprawą. 
Gdzie też, były/są wrzeszczące o "prawach kobiet" feministki, które z pedantyczna gorliwością neofity potrafią tropić w Polsce przejawy "dyskryminacji" i "przemocy domowej"  przedstawicieli tzw. "patriarchatu".Wygląda na to, że sprawa je w ogóle nie interesuje. Pewnie dlatego bo bohaterem nie jest Polak, tylko Pakistańczyk. I o zgrozo nie jest "typowym katolikiem",  znęcającym się po alkoholu nad swoją biedną partnerką życiową. Tylko pobożny wyznawca Islamu, który "uratował" życie "swojej  kobiecie" nawracając ją na "prawdziwa wiarę".

środa, 13 października 2010

ZŁOTA, ŁÓDZKA JESIEŃ…



Nadchodzący weekend będzie stanowił doskonałą okazję do oderwania się nieco od naszych codziennych spraw i zregenerowania kondycji duchowej. Sprzyjać temu będą – oprócz pięknej, złotej, polskiej jesieni – dwa wydarzenia, jakie mają się odbyć w naszym mieście. Pierwszym z nich będą „Dni Chopina w Łodzi”, kończące powoli obchody Roku Chopinowskiego w naszym kraju. W ich programie znajdą się: uroczysty koncert wieczorny w archikatedrze łódzkiej (sobota 16 października, godz. 19.30 - w programie m.in. muzyka Mozarta oraz oczywiście Chopina w wykonaniu orkiestry Polish Camerata) oraz Msza Święta w dniu rocznicy śmierci Kompozytora (czyli w niedzielę, 17 października 2010 r., godz. 12.30) również w archikatedrze łódzkiej, celebrowana przez Księdza Arcybiskupa Metropolitę (niestety, w nowym rycie…).
Drugim ze wspomnianych wydarzeń będą „Rekolekcje Maryjne”, które w dniach 16-17 października poprowadzą w Łodzi księża z Bractwa Św. Piusa X. Szczegółowy ich plan znajduje się pod adresem http://www.piusx.org.pl/komunikaty/2010/71 - na rekolekcje będą się składały każdego dnia: wykłady, Msza Święta Wszechczasów w klasycznym rycie rzymskim, nabożeństwo różańcowe, a dla chętnych spowiedź. Rekolekcje odbędą się w kaplicy p.w. św. Piusa V, przy ul. Wschodniej 74 (wejście przez bramę). Dodam tylko, że poprzednie rekolekcje – jeszcze w starej kaplicy – cieszyły się tak ogromnym zainteresowaniem, że zabrakło miejsc siedzących dla zgromadzonych. Podejrzewam, że i tym razem może być podobnie, a dodatkową zachętę powinna stanowić nowa kaplica Bractwa w Łodzi. Jak zwykle przy takich okazjach będzie można nabyć czasopisma i książki, o których ortodoksję możemy być spokojni.
Gorąco zachęcam do udziału!
AMDG!
 Marek

czwartek, 7 października 2010

Ruch Narodowy

     Krótki czas temu odbył się zjazd zorganizowany przez Janusza Palikota, który zwołał swoich zwolenników poprzez jeden z popularnych obecnie portali dla młodzieży. To dość niepokojące, że lewa strona jest w stanie przyciągnąć młodych  swoimi populistycznymi hasłami, które nie są zbyt oryginalne, a głoszone są w historii już od dawien dawna. Problem jednak w tym, że znacząco wzrasta częstotliwość głoszenia tego lewicowego bełkotu, co bez wątpienia powinno nas martwić.
 
 Zwracam się więc do moich rówieśników, starszych kolegów czy też tych  kształtujących dopiero swoje poglądy, którzy na hasła głoszące na Sali kongresowej w Warszawie  nie dadzą się nabrać, aby nie byli bierni  w czasach ataków na podstawowe wartości cywilizacji łacińskiej. Jeżeli jesteś zaniepokojony obecną sytuacją polityczną, społeczną, czujesz, że to, w  co  wierzysz jest w coraz większej defensywie, a niektóre środowiska starają się Twoje przekonania stłamsić, rusz się – dołącz do nas ! Odbudowuj razem z nami Ruch Narodowy, w którym młodość, idealizm, chęć do działania, wiara w Naród, w nasz Kraj to główna droga naszego życia. Twórz z nami przyszłość Polski codzienna działalnością i postawą. Jesteśmy tacy jak Ty, drogi czytelniku, pracujemy, uczymy się, mamy swoje rodziny, ale łączy nas chęć zmieniania swojej rzeczywistości na lepsze, staramy się być głosem pokoleń. 

 
Dawniej byliśmy najliczniejszym Ruchem w Polsce. Należeli do niego przedstawiciele różnych warstw społeczeństwa. I teraz możemy, wbrew wszystkim, którzy rzucają nam notorycznie kłody pod nogi, to odbudować. Więc jeżeli nie czujesz się związany z żadnym obecnym obozem politycznym, nie pasuje Ci obóz Palikota , dołącz do nas! Wnieś do organizacji narodowych swoje chęci, pomysły i pasję, z którą będziesz je realizował. Spójrz na swoich politycznych przeciwników - oni nie mają wątpliwości, więc nie miej i Ty!

„Zaszczepione więc być muszą w życie polskie nie tylko idealizm i uczciwość, prostota obyczajów, poczucie odpowiedzialności i ofiarność dla narodu, ale również i odwaga osobista, zamiłowanie do wysiłku, nieustępliwość wobec przeciwieństw, oraz przede wszystkim ambicja narodowa, ambicja dokonania rzeczy wielkich i pozostawienia po sobie jak największego dorobku dla przyszłych pokoleń."
Przemysław Warmiński

KrzychuLDZ