czwartek, 27 sierpnia 2009

Eutanazja - "dobra śmierć" czy morderstwo?

Historia Eutanazji

EUTANAZJA(od gr. ?????????, euthanasia – „dobra śmierć”). Pojecie jest obecne w ludzkiej kulturze najprawdopodobniej od V w. p.n.e. Terminu „eutanazja” użył jako pierwszy grecki komediopisarz Kratinos. Wtedy to pojęcie eutanazji odnosiło się do „osoby mającą dobrą śmierć”. Niestety Kratinos nie wyjaśnił na czym ta „dobra śmierć” miałaby polegać, i tym samym nie dane Nam jest znać pierwotnego sensu tego terminu. Już pod koniec IV w. p.n.e. po raz kolejny pojęcie „euthanasia” zostaje użyte przez innego greckiego poetę – Meandra. Również z czasów starożytnej Grecji znamy termin „euthanatos” oznaczający „łatwą śmierć” będący efektem posiadania dystansu do samego siebie, co jest znacznie bliższe Naszemu znaczeniu słowa eutanazja. Także w kulturze starożytnego Rzymu występował ten specyficzny rodzaj śmierci. Swetoniusz w swym dziele „Żywoty cezarów” zawarł opis śmierci cesarza Oktawiana Augusta. Oktawian wyraził życzenie śmierci bezbolesnej, spokojniej a nade wszystko życzył sobie śmierci świadomej, tak aby mógł uporządkować swoje sprawy. W cywilizowanej Europie tamtych czasów termin „eutanazja” oznaczał jak najbardziej śmierć naturalną, pozbawioną jednak powolnego umierania połączonego z cierpieniem. Znamy z historii przypadki gdzie „dobra śmierć” nie była tak utopijna jak to zakładali Grecy czy Rzymianie. Koczownicze ludy Wielkiego Stepu ciężko chorych członków swoich „ord” pozostawiali na samotną śmierć na stepie bądź po prostu ich zabijali. Podobnie rzecz się miała w starożytnej Sparcie, gdzie nowonarodzone dzieci badane były przez radę najstarszych. Dzieci(chłopcy), które nie odpowiadały ówczesnym standardom(czyli jeśli miały budowę ciała która przekreślała ich jako wojownika spartańskiego ) były zanoszone na urwisko w górach Tajgetu i tam pozostawiane bez opieki. Podobny los spotykał dzieci tym razem obu płci, które miały jakieś wady zewnętrzne ciała. W tym przypadku ustosunkowane było to tym, że lepiej pozostawić dzieci na pewną śmierć niż miały by przez całe życie cierpieć.
„Dobra śmierć” po raz kolejny pojawiła się na przełomie XV i XVI wieku. Termin jak i całe zjawisko zaczęli zgłębiać filozofowie utopiści. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli filozofii epoki odrodzenia Francis Bacon opisując eutanazję użył sformułowania „bezbolesna śmierć” i zaznaczył, że w tej krytycznej chwili lekarz powinien „pomagać” pacjentowi co już wtedy było poważnym wykroczeniem przeciwko Przysiędze Hipokratesa. Wraz z rozpowszechnieniem się terminu „eutanazja” jak i zabiegowi towarzyszącemu tej formie śmierci zaczęły powstawać tzw. towarzystwa dobrowolnej eutanazji. W przypadku omawiania historii „śmierci na życzenie” warto przytoczyć postać znanego profesora i doktora Nicolaasa Paradijs’a, który to w 1794 roku na Uniwersytecie w Lejdzie powiedział, że „eutanazja powinna być w zakresie powinności lekarskich” To haniebne sformułowanie jak i treść całego przemówienia było początkiem wielu publikacji na temat eutanazji w Holandii i nadało sprawie wielkiego rozgłosu. Również Fryderyk Nietzsche był gorącym zwolennikiem eutanazji i domagał się jej „dla chorych, którzy mają nieprzyzwoitość żyć długo, nikczemnie wegetują, zatraciwszy poczucie przyzwoitości".
Wchodząc w XX wiek, wielu pisarzy filozofów i ludzi nauki było nastawionych nad wyraz optymistycznie do kwestii eutanazji. Dało to swoje odzwierciedlenie w 1935 roku kiedy to grupka lekarzy i duchownych anglikańskich założyło w Leicester w Wielkiej Brytanii „British Voluntary Euthanasia Legislation Society". Do stowarzyszenia tego po krótkim czasie zaczęli dołączać znani pisarze brytyjscy tamtego okresu. Chcieli oni wspólnie doprowadzić do legalizacji eutanazji . Złożyli projekt ustawy legalizującej „dobrą śmierć” ale upadła ona po głosowaniu w Izbie Lordów w 1936 roku. Rok 1920 przyniósł pracę dwóch profesorów psychiatrii i prawa Hoche oraz Bindinga . Publikacja nosiła nazwę „Dopuszczalność niszczenia niegodnego życia „(Die Freigabe der Vernichtung). Autorzy uzasadniali, że pomoc przy umieraniu jest zgodna z najwyższymi etycznymi wzorcami i aktem podyktowanym współczuciem oraz że lekarz powinien mieć obowiązek pomocy ludziom proszącym o zakończenie życia. Zauważyli, że pacjent ma prawo do zrezygnowania ze swojej decyzji do ostatniego momentu. Najwidoczniej „etyczne wzorce” kierowały nimi kiedy pisali, że osoby chore psychicznie i będące w śpiące bez szans na polepszenie powinny automatycznie podlegać eutanazji. Ukazywali oni, że zabijanie „bezwartościowego życia” przyniesie poprawę losu „zdrowemu” społeczeństwu, gdyż pieniądze zaoszczędzone na leczeniu chorych będzie można przeznaczyć na zdrową część społeczności. Po opublikowaniu pracy w 1920 roku przeprowadzono sondaże z których dobitnie widać, że rodzice chorych nieuleczalnie dzieci zgodziliby się na ich uśmiercenie poprzez „dobrą śmierć”. Za uśmiercaniem własnych dzieci było aż 72% społeczeństwa.
Rok 1933 przyniósł kolejne tragiczne w skutkach wydarzenie. Do władzy w Niemczech doszedł Adolf Hitler , który niedługo po objęciu teki premiera w swych przemówieniach wykazywał jak katastrofalne dla budżetu państwa jest utrzymywanie przy życiu i leczenie chorych psychicznie i upośledzonych dzieci. W 1934 roku lekarz przyboczny Hitlera, dr. Brandt poinformował społeczeństwo, że utrzymanie chorych psychicznie, inwalidów, upośledzonych dzieci i dorosłych oraz alkoholików i wszelkich ludzi niegodnych noszenia miana „społeczeństwa niemieckiego” kosztuje rocznie skarb III Rzeszy 1 200 000 000 ówczesnych marek. W wyniku tej publikacji eutanazja w Niemczech została zalegalizowana. Dziś wiemy jak katastrofalna w skutkach była ta decyzja i ile żyć niewinnych ludzi kosztowała. W czerwcu 1939 do dr. Brandta oraz SS-Obergruppenfuhrera Philippa Bouhlera zgłosił się Adolf Hitler z prośbą o zorganizowanie masowej akcji zabijania chorych psychicznie i upośledzonych dzieci i dorosłych oraz niezdolnych do pracy i chorych więźniów obozów koncentracyjnych. Akcja której domagał się Hitler przeszła do historii jako „Akcja T-4”(Aktion T-4) Zorganizowane mordowanie w/w ludzi nazywano właśnie „eutanazją” i w jej wyniku zabito łącznie około 90 tys. chorych.
Po II Wojnie Światowej ludzie zrozumieli czym tak naprawdę jest eutanazja i jak wielkie straty niewinnych ludzi pociągnęła za sobą jej legalizacja. Dlatego też problem eutanazji zakończył się wraz z wojną.
W latach 60 XX wieku wraz z rozwojem wszelkiej maści partii liberalnych temat eutanazji znów powrócił i zaczął zbierać swoje ponure żniwo. Pod koniec lat 60-tych holenderski psychiatra i filozof van der Berg opublikował broszurę „Medyczna potęga i medyczna etyka”. Publikacja napisana przez humanistę zawierała wiele „postępowych” aspektów medycznych. Wśród nich znalazła się także kwestia eutanazji. Według profesora van der Berga lekarze nie powinni sztucznie przedłużać życia, gdyż są to „ofiary medyczno-technicznej mocy” i przedłużanie ich życia, przedłuża cierpienie tych ludzi. Autor życzył sobie aby to pacjent mógł w pełni decydować o swoim losie i być powiadomionym przez lekarza o możliwych rozwiązaniach jego choroby. Zaszczytne, niestety profesor van der Berg nie wspomniał o ludziach którzy od wielu lat przebywają w śpiączce i nie mogą decydować o swoim losie. Broszura wywołała wielką falę dyskusji w Holandii i entuzjazmu związanego z możliwością zalegalizowania „dobrej śmierci” W roku 1971 w Holandii odbył się głośny proces córki, która wraz z mężem lekarzem, zaaplikowała swojej chorej matce śmiertelny zastrzyk. Owa córka została skazana na bardzo niski wyrok w zawieszeniu. Po decyzji sądu małe stowarzyszenie, które popierało legalizację eutanazji przerodziło się w Holenderskie Stowarzyszenie Dobrowolnej Eutanazji(NVVE). W krótkim czasie liczebność członków wzrosła do ponad 20 000, a wydawane przez nią deklaracje o dokonanie eutanazji w przypadku niemożności zabrania przez zainteresowanego głosu na skutek wypadku bądź ciężkiej choroby nosiło przy sobie ok. 34 000 osób. Liberałowie holenderscy nie odstępowali od starań nad legalizacją eutanazji. Sądy mimo, że skazywały ludzi, którzy pomogli choremu umrzeć, albo nie byli karani w ogóle albo na bardzo niskie wyroki. W 1991 roku, emerytowany już wtedy sędzia Sądu Najwyższego Holandii, domagał się wprowadzenia dla osób, które skończyły 75 lat otrzymania pigułek, które pozwoliłyby na „humanitarną śmierć w dowolnie wybranym przez siebie czasie”. Pigułki zostały nazwane od nazwiska pomysłodawcy „pigułkami Driona”. Ostatecznie 10 kwietnia 2001 roku, Holandia została krajem gdzie można legalnie wykonywać eutanazję. Życie ciężko chorych, inwalidów oraz osób w śpiączce zostało przerwane głosami 49 parlamentarzystów holenderskich przy sprzeciwie 29.

Religie a Eutanazja

Czy cierpiący człowiek faktycznie musi cierpieć? Czy jego cierpienie ma jakikolwiek sens i znaczenie dla życia? Czy człowiek ma prawo do śmierci?
Na te pytanie nie znajdzie się odpowiedzi w nauce czy medycynie. Są to pytania filozoficzne i religijne. Każda z ówczesnych religii postrzega eutanazję jako zło, gdyż w każdym przypadku jest to odbieranie życia niewinnej osobie. Jest złem ponieważ jest celowym uśmiercaniem. Jako zło jest również postrzegane cierpienie, z tym jednak wyjątkiem, że cierpienie to można racjonalnie wytłumaczyć. Każda z religii tłumaczy cierpienie jako zło uczynione przez człowieka. Cierpienie w takim przypadku ma znaczenie kary. Gdy czyni się zło, potrzebna jest kara. Cierpienie. Odbieranie człowiekowi życia, tak aby już nie cierpiał jest rozumiane jako zamach na Boga, jego sprawiedliwość i Jego nieomylność. Tylko Bóg ma prawo z człowieka zdjąć cierpienie wobec czego eutanazja jest również zamachem na Jego władzę bowiem jeśli człowiek cierpi to zawsze za widzą Boga. Jeżeli Bóg nie zdejmuje z człowieka cierpienia to ma w tym swój cel. Może to być postrzegane jako kara za złe uczynki jakich się człowiek dopuścił, bądź sposób na oczyszczenie go z winy. W religiach wschodnich odebranie cierpienia utwierdza człowieka w jego błędnym przekonaniu i drodze postępowania tym samym zamyka mu drogę do wiecznej szczęśliwości i polepszenia życia w nowym wcieleniu.
W religii judaistycznej odebranie cierpienia może być pozbawieniem człowieka cennego, choć bolesnego sposobu upomnienia wzywającego go do nawrócenia. Odebranie cierpienia nie pozwala też poprzez cierpienie na zadośćuczynienie Bogu.
Dla religii pogańskich odebranie cierpienia jest niedopuszczalną ingerencją w sprawy bogów, jest lekceważeniem każdego z nich.
Chrześcijaństwo podobnie jak judaizm uważa że ingerencja w cierpienie człowieka jest możliwością pozbawienia go zaszczytu nawrócenia oraz uniemożliwia zadośćuczynienie za grzechy, odkrycie związku własnego życia z Chrystusem i wejście do szczęśliwej wieczności. W religii Katolickiej za sprawą papieża Jana Pawła II oraz jego encykliki „Evangelium Vitae” możliwe jest odstąpienie od „uporczywej terapii” („pewne zabiegi medyczne, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać, lub też są zbyt uciążliwe dla samego chorego i dla jego rodziny”)Taką decyzję o zaprzestaniu terapii papież wyraźnie oddzielił od eutanazji i samobójstwa.
Islam nie dopuszcza odebrania cierpienia, ponieważ życie jest darem od Boga, które trzeba szanować i pielęgnować. Ponadto nikt nie jest upoważniony do zakończenia swojego lub cudzego życia, nawet jeśli osoba ta cierpi na nieuleczalną chorobę. Nigdy nie można być całkowicie pewnym rokowania. Nie należy sugerować się psychicznym stanem osłabionej fizycznie osoby proszącej o eutanazję.
Człowiek ma prawo do godnej śmierci, ale nie jest nią eutanazja. Nawet jeżeli faktycznie byłaby ona bezbolesna. Dobra i godna śmierć to śmierć bez bólu, strachu czy odrzucenia. Jest to śmierć człowieka pojednanego ze sobą, bliźnim i Bogiem. Eutanazja na pewno nie jest taką śmiercią. Wręcz odwrotnie. Eutanazja jest raczej objawem strachu przed bólem fizycznym ale także i przed bólem ducha. Prośba o eutanazję jest poczuciem braku wartości, przyznaniem się do samotności, odrzucenia i utraty kontaktu z innymi ludźmi oraz Bogiem. Zgoda na taką prośbę jest potwierdzeniem tego cierpienia, jest skazaniem cierpiącego na jego trwanie, utwierdzenia w tym, że jako chory i cierpiący jest bezwartościowy i niepotrzebny. Z religijnego punktu widzenia zadaniem medycyny jest nieść ulgę w cierpieniu, lekarz nie jest jednak powołany do tego by być katem i zabijać cierpienie zabijając pacjenta.

Eutanazja w państwach świata

Eutanazja czynna jest traktowana jako zwykłe zabójstwo w Szwecji. Zgoda uśmierconego nie stanowi znamienia łagodzącego, a motyw współczucia może wpływać łagodząco na wymiar kary. Eutanazję jako zwykłe zabójstwo(i odpowiedzialność karną z tym związaną) uznają także: Polska, Grecja, Rumunia, Bośnia, Chorwacja, Serbia i Irlandia. Eutanazja jest również zakazana w prawie wszystkich krajach Ameryki Łacińskiej i Południowej
Francja(jak również byłe afrykańskie kolonie francuskie), Dania, Wielka Brytania, Hiszpania, Portugalia, Norwegia, Węgry, Republika Czech, Słowacja, Kanada, Tunezja, Turcja, Egipt, Izrael, Australia, USA(stanami które do tej pory zalegalizowały eutanazję są stan Oregon oraz Teksas), zakazują eutanazji aktywnej, zezwalając niemniej(w niektórych przypadkach) na przerwanie terapii w ekstremalnych wypadkach, pod warunkiem, że pacjent lub jego rodzina wyrażają takie pragnienie.
Eutanazja jest w pełni legalna w takich krajach jak: Holandia, Belgia, Luksemburg, Albania, Japonia, Szwajcaria oraz stany Teksas i Oregon w USA.


„Przysięgam na Apollona lekarza, na Asklepiosa, Hygieje, i Panaceje oraz na wszystkich bogów i boginie, biorąc ich na świadków, że wedle mej możności i rozeznania będę dochowywał tej przysięgi i tych zobowiązań.
Mistrza mego w tej sztuce będę szanował na równi z rodzicami, będę się dzielił z nim mieniem i na żądanie zaspokajał jego potrzeby: synów jego będę uważał za swoich braci i będę uczył ich swej sztuki, gdyby zapragnęli się w niej kształcić, bez wynagrodzenia i żadnego zobowiązania z ich strony; prawideł, wykładów i całej pozostałej nauki będę udzielał swym synom, synom swego mistrza oraz uczniom, wpisanym i związanym prawem lekarskim, poza tym nikomu innemu. Będę stosował zabiegi lecznicze wedle mych możności i rozeznania ku pożytkowi chorych, broniąc ich od uszczerbku i krzywdy.
Nikomu, nawet na żądanie, nie dam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka poronnego. W czystości i niewinności zachowam życie swoje i sztukę swoją.
Nie będę operował chorych na kamicę, pozostawiając to ludziom zawodowo stosującym ten zabieg.
Do jakiegokolwiek wejdę domu, wejdę doń dla pożytku chorych, nie po to, żeby świadomie wyrządzać krzywdę lub szkodzić w inny sposób, wolny od pożądań zmysłowych tak wobec niewiast jak i mężczyzn, wobec wolnych i niewolników.
Cokolwiek bym podczas leczenia, czy poza nim, z życia ludzkiego ujrzał, czy usłyszał, czego nie należy na zewnątrz rozgłaszać, będę milczał, zachowując to w tajemnicy.
Jeżeli dochowam tej przysięgi, i nie złamię jej, obym osiągnął pomyślność w życiu i pełnieniu tej sztuki, ciesząc się uznaniem ludzi po wszystkie czasy; jeżeli ją przekroczę i złamię, niech mnie los przeciwny dotknie”.
Słowa tejże przysięgi mimo, że spisane zostały w starożytności, nadal powinny stanowić główne prawo etyki lekarskiej. Największym z Boskich cudów jest życie. A eutanazja czy samobójstwo jest zamachem na życie, jest zamachem na podstawowe warunki człowieczeństwa. Jest też wreszcie zamachem na wolę Boga, który jako jedyny ma prawo decydować o Naszym – ludzkim, ziemskim żywocie. Przykład Holandii gdzie wystarczyło 49 (sic!) głosów „za” żeby móc „legalnie” zabijać ludzi jest dramatem. Jest dramatem dla tych ludzi, którzy nie mogą przekazać otoczeniu swojej woli, ponieważ leżą sparaliżowani bądź przebywają w śpiączce. W Holandii i innych krajach „ucywilizowanego” Zachodu, rokrocznie popełnia się tysiące morderstw zgodnie z prawem. Do jakiej sytuacji doprowadzić może legalizacja eutanazji dobitnie widać było w nazistowskich Niemczech. Tysiące osób uznanych za niegodnych obywateli III Rzeszy mordowano ponieważ byli w śpiączce, cierpieli na nieuleczalne choroby, byli kalekami czy wreszcie byli chorzy psychicznie. Należy mieć głęboką nadzieję, że Europa nie upadnie na dno człowieczeństwa tak jak upadła tam III Rzesza Niemiecka.
Życie jest największą wartością jaką posiedliśmy. Mordowanie ludzi zgodnie z prawem, „bo są niepotrzebnym balastem” jest dramatem jakiego cywilizacja ludzka do naszych czasów nie widziała. Promując eutanazję a także ją legalizując wyzbywamy się człowieczeństwa.

Michał "Owca"

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Zapomniany bohater


Jeszcze słów kilka o Bitwie Warszawskiej.

Nie moglibyśmy nie wspomnieć o rzeczywistym jej zwycięzcy - gen. Tadeuszu Jordanie Rozwadowskim - bohaterze zapomnianym i wyklętym przez sanacyjne porządki Piłsudskiego najpierw (gen. Rozwadowski opowiadał sie po stronie legalnego władzy, na czele której stał prezydent Wojciechowski), a później przez komunistów. Na szczęście ostatnimi czasy coraz śmielej wspomina się o tym wybitnym pogromcy bolszewizmu.
Przypomnijmy sobie pokrótce historię tamtych dni.

Latem 1920 roku, w obliczu zagrożenia Ojczyzny, wszystkie stronnictwa polityczne zawarły porozumienie i utworzyły rząd jedności narodowej z przywódcą ludowym Wincentym Witosem na czele. Powołano Radę Obrony Państwa jako najwyższą władzę państwową na czas wojny.
Tymczasem sytuacja na froncie stawała się coraz bardziej krytyczna. 14 lipca wycofano się z Wilna, Baranowicz i Nowogródka, 20 lipca nasze wojska opuściły Grodno, 3 sierpnia Łomżę, a 4 sierpnia Ostrołękę.
Rada Obrony Państwa, uwzględniając sugestię marszałka Francji Ferdinanda Focha, wezwała do powrotu do kraju szefa polskiej Misji Wojskowej w Paryżu, gen. Tadeusza Rozwadowskiego, którego Józef Piłsudski wysłał nad Sekwanę obawiając się rosnącej popularności tego wybitnego generała. Gen. Tadeusz Rozwadowski, człowiek o wielkiej kulturze osobistej i głębokiej wierze, był urodzonym żołnierzem: zdecydowany, energiczny, szybko podejmujący decyzje. Spośród wszystkich oficerów biorących udział w wojnie 1920 roku miał najwyższy stopień wojskowy.
Jako prymus ukończył Akademię Techniczną, a następnie elitarną Wyższą Szkołę Wojenną w Wiedniu. W czasie I wojny światowej, służąc w wojsku austriackim w stopniu generała, zdobył na froncie duże doświadczenie praktyczne w dowodzeniu wielkimi jednostkami taktycznymi. Pod względem posiadania kwalifikacji wojskowych oraz znajomości sztuki wojennej nie ustępował słynnemu gen. Maximowi Weygandowi, szefowi sztabu zwycięskich wojsk francuskich, nie mówiąc już o Józefie Piłsudskim, który nie przeszedł żadnego wyszkolenia wojskowego i był tylko zdolnym amatorem samoukiem. Wraz z przybyciem gen. Tadeusza Rozwadowskiego do Warszawy i objęciem przez niego funkcji szefa Sztabu Generalnego, ogarnął wszystkich bojowy zapał i wola walki, ponieważ potrafił on wpłynąć na innych - wierzył w zwycięstwo i wiedział, jak je osiągnąć. Najważniejszym było to, że optymizm, jakim promieniował, nie wynikał z intuicji lub naiwności, lecz z trafnej oceny sytuacji wojskowej oficera sztabowego i profesjonalisty, jakim był generał.
Gen. Tadeusz Rozwadowski zaraz po przybyciu do Warszawy przystąpił do opracowania planu operacyjnego, ponieważ do tego momentu nie było żadnego pomysłu, jak powstrzymać nawałę bolszewicką nacierającą na Warszawę. W planie tym, oznaczonym numerem 8359-III z dnia 6 sierpnia 1920 roku gen. Rozwadowski zamieścił rozkaz przegrupowania wojsk "z przyjęciem wielkiej bitwy pod Warszawą", a grupa manewrowa, skoncentrowana w rejonie rzeki Wieprz, "pod dowództwem gen. por. Rydza-Śmigłego miała energicznym uderzeniem zadać klęskę bolszewickim siłom głównym". Plan ten podpisał "Szef Sztabu Generalnego W.P. /-/ Rozwadowski, generał porucznik". W tym miejscu niezbędne wydaje się zwrócenie uwagi, że doszło do przekłamania i mistyfikacji na wielką skalę, ponieważ nie ma najmniejszej wzmianki o tym, że to Piłsudski opracował ten plan, a nawet, że zapoznał się z nim, a tym bardziej, że go zatwierdził.
Plan strategiczny Michaiła Tuchaczewskiego przewidywał przejście 4. Armii sowieckiej na lewy brzeg Wisły poniżej Warszawy w celu okrążenia naszych wojsk od północy i odcięcia centralnych dzielnic od morza. Tymczasem, podczas przekazywania jednostkom polskim planu operacyjnego gen. Rozwadowskiego poległ pod Dubienką mjr W. Drohojowski. Bolszewicy znaleźli przy nim tajny plan operacyjny. Ruchy wojsk nieprzyjaciela wskazywały, że Tuchaczewski poznał zamiary polskiego Sztabu Generalnego. Po otrzymaniu raportu w tej sprawie, gen. Rozwadowski postanowił opracować nowy plan operacyjny. W planie tym wprowadził zmiany polegające głównie na wzmocnieniu frontu północnego. Obawiając się jednak, aby plan ponownie nie wpadł w ręce nieprzyjaciela, napisał go własnoręcznie w jednym tylko egzemplarzu.

Rozkaz nr. 10.000
Nowy plan operacyjny (rozkaz operacyjny specjalny) z dnia 9 sierpnia 1920 roku - według którego została rozegrana Bitwa Warszawska - oznaczony numerem 10.000, przedstawił gen. Rozwadowski dowódcom armii do wykonania (rozkazu!). Wśród wyższych rangą oficerów, którzy przyjęli ten plan znajdują się podpisy: J. Piłsudskiego pod nr. 1, Józefa Hallera pod nr. 3, gen. Edwarda Rydza-Śmigłego pod nr. 5, Gen. Władysława Sikorskiego pod nr. 7. Oryginał tego planu znajduje się obecnie w Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku.

12 sierpnia, kiedy patrole nieprzyjaciela znajdowały się już w pobliżu Radzymina, Józef Piłsudski przyjechał do premiera rządu Wincentego Witosa i w obecności Ignacego Daszyńskiego i Leopolda Skulskiego złożył na piśmie rezygnację z funkcji Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa, po czym wyjechał z Warszawy. Witos, obawiając się, że wiadomość ta bardzo źle wpłynie na nastroje społeczeństwa, dokument ten schował do kasy pancernej, a po wojnie zwrócił Piłsudskiemu. Witos zachował sobie jednak odpis, który zginał w tajemniczych okolicznościach w czasie zamachu majowego w 1926 roku.
Przez cały dzień 14 sierpnia w zaciętych, gwałtownych atakach na nieprzyjaciela biorą udział wszystkie oddziały zgrupowane na froncie pod Warszawą. Pod Ossowem ginie bohaterską śmiercią kapelan wojskowy ks. Ignacy Skorupka, idący do ataku w stule i z krzyżem w ręku w pierwszym szeregu II batalionu Legii Akademickiej złożonego ze studentów warszawskich uczelni.
Wskutek niebezpiecznego zagrożenia Warszawy od strony Radzymina, gen. Rozwadowski zaczął energicznie przynaglać gen. Sikorskiego, dowódcę 5. Armii do przejścia do działań ofensywnych. Gen. Sikorski dużym wysiłkiem zdołał zmobilizować zmęczone i wyczerpane długotrwałym odwrotem wszystkie oddziały i 14 sierpnia w godzinach popołudniowych 5. Armia przystąpiła do działań zaczepnych na całym froncie północnym. Ofensywa wojska polskiego znad rzeki Wkry na prawe skrzydło 16. Armii sowieckiej znacznie odciążyła, szczególnie w decydującym dniu 15 sierpnia, niebezpieczny nacisk nieprzyjaciela na Warszawę.
Wieczorem 14 sierpnia wojska sowieckie, wykorzystując lukę, jaka powstała na linii obrony 11. Dywizji, przełamują front i szybko posuwają się w stronę Nieporętu i Izabelina. Tuchaczewski jest przekonany, że jego wojsko przełamało ostatnia linie obrony i już żadna przeszkoda nie stoi na drodze do zajęcia Warszawy. Śle depeszę do Moskwy, że Warszawa, stolica Polski, została zdobyta. Gen. Rozwadowski tak napisał o krytycznej sytuacji, w jakiej znalazła się 11. Dywizja: "Wiedziałem przecież dobrze, że 11. Dywizja będzie się bronić, zaangażuje nieprzyjaciela, ale nie wytrzyma silniejszego natarcia, chodzi mi o to, aby wróg po przełamaniu frontu na to miejsce skierował natarcie, na to tylko czekałem i miałem odpowiedź przygotowaną".
Rozwadowski, na wiadomość o przerwaniu frontu, wydaje rozkaz gen. Lucjanowi Żeligowskiemu, dowódcy 10. Dywizji, aby natychmiast uderzał na wdzierające się w głąb polskich pozycji oddziały wroga. Dywizja ta, stanowiąca odwód Naczelnego Wodza, nie brała dotychczas udziału w walkach o Warszawę. Jest wypoczęta, dobrze uzbrojona, zachowuje w pełni zdolności bojowe i nie wykazuje oznak demoralizacji. Gen. Żeligowski silnym uderzeniem na flankę wroga odrzuca 27., 2. i 21. dywizje nieprzyjaciela poza linię rzeki Rządzy. 27. Dywizja sowiecka zostaje niemal całkowicie rozbita, tracąc 1.200 żołnierzy. Śmiałe natarcie 10. Dywizji gen. Żeligowskiego podrywa do walki wszystkie oddziały zgrupowane na wschód i północ od Warszawy. W ataku na wroga biorą udział wszystkie rodzaje broni: piechota, kawaleria, artyleria, samoloty, czołgi i dwa pociągi pancerne "Mściciel" i "Piłsudski". Cały front, od Karczewa do Wkry i dalej na północ - staje w ogniu krwawych morderczych walk. 5. Armia gen. Sikorskiego, tocząc ciężkie walki, posuwa się na wschód. Po krótkim przygotowaniu artyleryjskim uderza na wroga 1. Dywizja Litewsko-Białoruska. Ok. godz. 7.00 zajęła ona Dąbkowiznę i Wólkę Radzymińską, a o godz. 11.00 pułk wileński, wsparty plutonem czołgów, wkracza do Radzymina. W dniu 15 sierpnia napór wojsk sowieckich ze wschodu został pod Warszawą złamany, a następnego dnia przekształcił się w paniczną ucieczkę. Cały front, wraz z tak oczekiwanym atakiem Grupy Uderzeniowej znad Wieprza, przeszedł do zwycięskiej ofensywy.

W najtrudniejszych dniach Bitwy Warszawskiej (13-15 sierpnia 1920 r.), kiedy wszystko mogło się zdarzyć, albo wielkie zwycięstwo, albo całkowity pogrom - nie zabrakło dowódcy, który na czele głównych sił zbrojnych znajdował się bezpośrednio w ogniu walki. Był nim najwyższy stopniem generał wojsk polskich Tadeusz Jordan Rozwadowski. To on przez cały czas trwał na stanowisku dowodzenia, obserwował przebieg bitwy, przyjmował meldunki i wydawał rozkazy, a nawet dodawał otuchy idącym do boju żołnierzom. Na rozkazach z dn. 12-18 sierpnia 1920 r. widnieje wyłącznie podpis gen. Tadeusza Rozwadowskiego

Lech Wojciechowski

Po przewrocie majowym gen. rozwadowski został uwięziony. Pomimo braku jakichkolwiek dowodów, które miałyby świadczyć o przestępstwach Rozwadowskiego, cały czas odraczano terminy rozprawy. W prasie piłsudczycy rozpętali nagonkę. W broszurze "Zbrodniarze" dezawuowano wieloletnią pracę generała nad organizacją, wyszkoleniem i modernizacją polskiej kawalerii. W październiku 1926 roku Wojskowy Sąd Okręgowy nr 1 wydał orzeczenie, że wobec braku dowodów nie ma powodu utrzymywania aresztu śledczego nad Rozwadowskim. Jednak generał nie wrócił na wolność. Z polecenia prokuratora wojskowego, za którym stał Piłsudski, był nadal przetrzymywany z powodów "interesów wojska pierwszorzędnej wagi". Tak marszałek Piłsudski odwdzięczył się Rozwadowskiemu za zwycięską wojnę.
W maju 1927 r. generała zwolniono z więzienia. Wcześniej jednak - w kwietniu 1927 r. został on przeniesiony w stan spoczynku.
Zmarł 18 października 1928 r.
Nie brakowało domysłów i podejrzeń, co do przyczyn śmierci. Jednak władze zabroniły sekcji zwłok. Płk dr Bolesław Szarecki, który odbył konsylium z lekarzami badającymi zwłoki generała stwierdził, jako więcej niż pewne, otrucie. Podobnie uważał słynny chirurg lwowski, prof. Tadeusz Ostrowski, badający generała na krótko przed jego śmiercią. Zakaz przeprowadzenia sekcji zwłok, nie pozwolił ustalić przyczyny zgonu. Sam generał twierdził, że gdy eskortowano go z Wilna, podano mu dziwnie smakujący posiłek. Podejrzewano, że w kanapkach znajdowało się włosie końskie, powodujące owrzodzenie jelit, lub zmielone szkło.






sobota, 15 sierpnia 2009

15 sierpnia po nowemu


























15 sierpnia to dzień dla Polaków szczególny. Zbiegają się ze sobą dwa święta: Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny i Święto Wojska Polskiego. Tego dnia przypada także rocznica jednej z najważniejszych bitew w historii ludzkości - Bitwy Warszawskiej.
Niestety, w tym roku tak ważna dla Polaków data zostanie zbeszczeszczona koncertem tzw. "gwiazdy" - Madonny.
Nie trzeba być znawcą współczesnej muzyki, by wiedzieć o twórczości i skandalicznych zachowaniach Madonny. Piosenkarka ostatnimi czasy notorycznie obraża uczucia religijne milionów chrześcijan na całym świecie. Do najgłośniejszych jej skandali należą choćby: przybicie się do krzyża podczas występu, używanie cierniowej korony, odnoszące się do Chrystusa, wypowiedzi o tym, że Jezus Chrystus podnieca piosenkarkę. A wszystko to w imię zysku i kariery...
"Gwiazda", mieniąca się "królową popu" na scenie przypomina jednak bardziej podstarzałą prostytutkę, aniżeli królową. 51-letnia Madonna na każdym koncercie występuje w prowokujących strojach, oszukując sama siebie, że jej ciało jeszcze kogokolwiek podnieca.
Widocznie ostatnie lata przyniosły piosenkarce zbyt mało wrażeń, gdyż po raz kolejny postanowiła uderzyć w katolicyzm i Boga. Tym razem padło na chrześcijańską od wieków Polskę.
Nikt nie wmówi mi bowiem, że 15 sierpnia nie był wyborem świadomym Madonny. Jak zwykle chodzi przecież o szum medialny i zainteresowanie piosenkarką - nota bene wokalnie, wg ocen ekspertów bardzo słabą (czymś więc trzeba wzbudzać zainteresowanie fanów). Wybrana data jest więc, wg mnie, paskudną prowokacją. Madonna obiera sobie od lat za cel ataków i prowokacji katolików. Dlaczego? Wszakże nie od dziś wiadomo, że praktycznie od czasów II soboru watykańskiego katolicyzm można opluwać i deptać na każdym kroku, a wielu hierarchów kościelnych zamiast walczyć o godność wiary, jeszcze przeprosi, że wiara stanęła na drodze.
I o samej piosenkarce zwanej Madonną to tyle. Ona jest tylko narzędziem pseudokultury źle pojętej wolności, zgniłego konsumpcjonizmu i hedonizmu. Problem jest głębszy, bo obnaża słabość katolicyzmu i polskiego Narodu.

Najbardziej smuci mnie, jako Polaka i katolika, reakcja polskiego społeczeństwa, a właściwie brak reakcji. Jedynie nieliczne organizacje katolickie odważyły się zaprotestować przeciwko koncertowi. Zaczynając od najważniejszych osób w państwie, a kończąc na zwykłych obywatelach chęci sprzeciwu niestety nie widać...
Jest to tym bardziej przykry fakt, patrząc przez pryzmat paru czynników.
Najważniejszym z nim jest nasza tożsamość. Czy się komuś podoba, czy nie, Polska i Polacy wyrośli z tradycji chrześcijańskiej, która była i jest fundamentem cywilizacji łacińskiej. Obecne czasy coraz częściej, właśnie w takich momentach dowodzą, że nasz Naród, a szczególnie młode pokolenie z katolicyzmem zaczyna mieć niewiele wspólnego. Szczególnie młodzież podchodzi do owego koncertu bardzo optymistycznie, albo ze zdziwieniem pytając w jaki sposób kłóci się on z wiarą, albo wręcz pogardliwie wypowiadając się o, w ich mniemaniu, ograniczającej wolność człowieka religii. Najbardziej zaś przeraża hipokryzja tych, którzy w sobotę w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny najpierw pójdą do kościoła, a potem na koncert!
Kiedy w 2005 roku umarł nasz wielki rodak - papież Jan Paweł II, świat z uznaniem i w zachwycie patrzył na Polskę i Polaków - szczególnie tych młodych. Czas niestety pokazał, że tamte czyny młodych, z perspektywy czasu, okazały się bezowocne. Może to mocne słowo, ale jaką wartość miały tamte gesty zjednoczenia, tłumy pod pomnikami, masowe msze św. , jeśli dziś te same osoby
nie pamiętają nic z nauki naszego papieża? Jeśli zaś pamiętają i czynią w ten sposób- tym gorzej to świadczy o nich i o nas wszystkich. Jan Paweł II - wielki patriota, obrońca naszej katolickiej tożsamości, człowiek czynu i wierny sługa Matki Bożej, większość swojej nauki kierował do młodych właśnie. Oni go słuchali, klaskali, płakali ze wzruszenia, a gdy nadchodzi czas próby część z nich optymistycznie witać będzie "królową popu", bluźniącą Bogu i naszej tożsamości przy każdej okazji, do tego w święto Królowej Polski.
Zawiedli także hierarchowie Kościoła. Nie zrobili oni w zasadzie nic , by zapobiec koncertowi. Na wielu kazaniach słuchamy listów arcybiskupów polskich - listów pełnych mądrości i pouczeń o obowiązku obrony katolickiej wiary, odwołujących się do nauki Jana Pawła II. Szkoda tylko, że w takich momentach zapominają o tej nauce...
Wreszcie dochodzimy do tych polityków, którzy w swoich programach podkreślają katolicko - narodowe, tożsamościowe poglądy. Oni także nie kwapią się wystąpić w obronie godności polskiego Narodu i kultury. Przecież nie wypada - bo wiadomo - poprawność polityczna, no i Unii Europejskiej też się może to nie spodobać...

No cóż ... puentując - takie wydarzenia smucą duszę każdego Polaka, zarówno tego wierzącego, jak i tego, który wierze chrześcijańskiej przyznaje zasługi w budowie polskiego państwa i Narodu. Takie dni, jak ten nadchodzący sobotni, są okazją do ponurych refleksji nt. naszej duchowej i narodowej słabości oraz marionetkowości tych, którzy nami rządzą.
A dla tych, którzy bronić chcą wiary , polskości i na koncert "królowej popu" się nie wybierają niech 15 sierpnia będzie przesłaniem - że Królowa i Madonna dla Polaków jest tylko jedna i jest nią Najświętsza Maryja Panna.

Maciek

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Komuniści w akcji...


...czyli komu przeszkadza patriotyzm, dopiero co kilka dni temu informowaliśmy o koncercie dwóch narodowych i katolickich kapel pod koniec sierpnia (Irydion i Legion), to już musimy sprostować wcześniejsze info. Otóż okazało się, że w kraju w którym bez problemu można organizować koncerty satanistyczne czy grup skrajnie lewicowych, koncert patriotycznych kapel jest na cenzurowanym. Komunistyczna presja, znów dała znać o sobie, koncert został odwołany z powodu ... no właśnie tak naprawdę nie wiadomo z jakiego. Jakiś urzędas, po prostu przestraszył się lewackich aktywistów i cofnął zgodę na wynajęcie sali, bez podania jakiejkolwiek przyczyny!

http://www.konserwatyzm.pl/aktualnosci.php/Ogloszenie/3666/

Sytuacja przypomina tą sprzed kilku miesięcy gdzie, dzięki lewicowemu aktywiście - notabene dziennikarzowi Gazety Wyborczej i znanej antypatriotycznej organizacji Simona Mola - Nigdy Więcej, nie udało się zorganizować koncertu mającego uczcić Powstanie Wielkopolskie. Ukazuje to bardzo dobitnie jak silne wpływy mają w naszym kraju komuniści i ich ideowi sprzymierzeńcy.

piątek, 7 sierpnia 2009

Aborcja


Często słyszy się wiele podniesionych głosów na temat aborcji – z obu stron padają argumenty dotyczące pojęć „wolności” i „praw”. Szumu przy tym niemało, sporo komentarzy bez większego sensu, a dyskusja nadal trwa. Zacząłem się zastanawiać czy to naprawdę tak skomplikowana sprawa…

No cóż, skomplikować się może wszystko, gdy mamy do czynienia z gwałtem, lub kiedy ciąża zagraża życiu matki. To są skrajne sytuacje, ale ja chciałem się zająć takim zwykłym przypadkiem aborcji na żądanie. Zacznijmy więc od początku.

Jest sobie kobieta, która uprawia seks z mężczyzną. Pojawia się wiadomość o ciąży, ale kobieta nie chce dziecka. Mogą być różne powody: brak środków materialnych na utrzymanie rodziny, chęć zrobienia kariery itd. Kobieta decyduje się więc na zabieg usunięcia ciąży. Problem znika, a życie płynie sobie dalej.

Zaraz, zaraz – czy dzisiaj ludzie są takimi debilami, że nie wiedzą skąd się biorą dzieci? Na to by wychodziło, skoro najpierw decydują się na seks, a później się orientują co to oznacza. Mimo to nadal ślepo wierzę w pewien poziom świadomości ludzkości. Coś jednak nadal nie daje mi spokoju… Czy ja żyję w społeczeństwie ludzi niedorozwiniętych? Pomyślmy: jest baba i chłop – wiedzą, że jak „to” zrobią, to będą mieli dziecko. Mimo, że nie chcą mieć dziecka, robią „to”. Czy to jest postawa dojrzałego człowieka? Podczas rozmyślania nad odpowiedzią na to pytanie może przyjść do głowy pomysł, że człowiek po popełnieniu takiego błędu powinien przyjąć na swoje barki zasłużony ciężar odpowiedzialności i wychować dziecko - owoc chwili zapomnienia nawet wbrew sobie. Jest to jakaś rehabilitacja dojrzałości takiej osoby, ale jak to jest w przypadku zdecydowania się na aborcję? Czy dorosły człowiek powinien popełnić błąd, a później umyć od tego ręce? Niby proste pytanie, a tak trudno niektórym przechodzi przez myśl prawidłowa odpowiedź…
Sprawa aborcji nie jest kwestią sporu między religią a tzw. wolnością, jak niektórzy by chcieli to zaszufladkować. To jest zwyczajnie kwestia odpowiedzialności. Jesteśmy w końcu ludźmi, a nie zwierzętami, którym popęd zastępuje rozum. Oczywiście, że kobieta ma prawo decydować o swoim ciele – w końcu to ona decyduje czy rozkraczy nogi, czy nie, ale albo jest kretynką, albo zdaje sobie sprawę co to oznacza i podejmuje wszelkie decyzje z pełną odpowiedzialnością. Nie dajmy się zaślepić zdziecinniałej propagandzie usprawiedliwiania ludzkich błędów. Chyba stać nas na dorosłość?

Dębowy

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Koncert Legionu i Irydionu.

Dosyć ciekawą informacje przekazał dzisiaj portal "konserwatysta.pl". Otóż w wywiadzie z członkiem zespołu "Irydion" jest zapowiedź zbliżającego się koncertu dwóch legendarnych zespołów narodowych. Irydion i Legion mają wystąpić razem już 29 sierpnia. Jest to o tyle radosna informacja, bowiem Legion ostatni materiał wydał 1996 roku, czyli ponad 13 lat temu!!!
Jest to niewątpliwie gratka zwłaszcza dla młodszych adeptów muzyki narodowej, którzy dokonania Legionu znają tylko ze starych kaset lub opowiadań starszych kolegów. Zresztą nie tylko dla nich pokolenia wychowały się na tym zespole.
Całość wywiadu można przeczytać tu: http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/3612/

Wycinek twórczości Legionu: http://www.muzykatozsamosciowa.pl/?act=wykonawcy&wyk=legion&dz=posluchaj

niedziela, 2 sierpnia 2009

Powstanie Warszawskie


Właśnie minęła 65. rocznica wybuchu wielkiego wolnościowego zrywu Narodu Polskiego.
Jak co roku, obok uroczystości, rozgorzewa dyskusja nad celowością Powstania. Jedni mówią, że było potrzebne, inni, że zginęło w nim zbyt wielu patriotów, których zabrakło później w walce z komunizmem. Co o tym sądzicie?
Mnie osobiście nie podoba się kwestionowanie celowości tego zrywu. Dlaczego? Dlatego, że analizując cała ówczesną sytuację był to najlepszy moment, by zrzucić hitlerowskie kajdany.Przypomnijmy, że liczono wówczas na pomoc Rosjan - jak zwykle się niestety przeliczono, Niemcy praktycznie były już skazane na klęskę w wojnie, a w Narodzie przez długie 5 lat narastała frustracja i gniew. Powstanie było więc, moim zdaniem, posunięciem logicznym i można nawet rzec, że naturalnym.

Myślę, że zamiast zastanawiać się nad tym, czy to powstanie było potrzebne czy też nie, powinniśmy bohaterom oddać hołd i raz jeszcze z podziwem spojrzeć na ten niezwykły powstańczy czyn, na ich męstwo i odwagę. Bo kogo z nas byłoby dziś stać na to, by w jednej chwili rzucić na szalę swoje życie, pożegnać się z rodziną, najbliższymi, pożegnać się z młodym życiem. Któż z nas ma dziś w sobie taki patriotyzm?
Osobiście uważam, że zbyt mało jest dziś rozważań na temat tego, co wynika dla nas ze śmierci bohaterów tamtych dni. Każdy przecież przeszły czas powinien być dla nas nauką, powinniśmy z niego czerpać mądrość i wnioski. Jaka więc mądrość i wnioski płyną dla współczesnych, szczególnie młodych Polaków? Cóż... oni bohaterowie 1944r. przelali krew za Ojczyznę, za nas teraz przecież żyjących również. A co my zrobiliśmy dla Polski? Co jesteśmy w stanie poświęcić dla rodziny, bliskich, Narodu i Kraju? Czyż na co dzień nie potrafimy tylko narzekać i mówić jaka ta Polska jest zła? Ilu z nas podjęło się walki o ten Kraj, o polską tożsamość, o wartości? Oni walczyli o wolność, a nasze pokolenie wraz z wybranym rządem zdrajców z uśmiechem na ustach sprzedało wolność Unii Europejskiej...
Składamy hołd poległym, palimy znicze... Po co??? Czyż nie woleliby oni zamiast tych pustych gestów i pustych słów patriotycznych czynów? Jeśli chcemy naprawdę czcić powstańców róbmy to każdego dnia dając świadectwo polskości innym!

Kalendarium Powstania:
http://www.powstanie-warszawskie.pl/

O Powstaniu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Powstanie_warszawskie
http://www.powstanie-warszawskie-1944.pl/
http://histmag.org/?id=1964

Strona Muzeum Powstania:
http://www.1944.pl/

Zdjęcia z Powstania:
http://www.moje-hobby.info/index.php?option=com_content&task=view&id=116&Itemid=33


Maciek